niedziela, 23 stycznia 2011

Egzotycznie

Wczorajszego popołudnia miałem okazję uczestniczyć w bardzo przyjemnym wydarzeniu. Otóż Klub Kuźnia (os. Złotego Wieki) od pewnego czasu organizuje spotkania, które mają na celu przybliżenie nam odległych i egzotycznych kultur. Tym razem dokładniej opisana została kultura Polinezji i szeroko pojętej Australii oraz Oceanii (piszę "Tym razem" jakbym był stałym gościem, a tak się składa, że byłem tam tylko raz. Nie pytajcie dlaczego ;)).
Wstęp na spotkanie był darmowy, a organizatorzy niezwykle sympatyczni i pomocni. Zaczęło się od wykładu doktoranta UJ o Australii i Oceanii. Temat obszerny ale pokazany w bardzo przystępny sposób. Swoją drogą ciekawostką jest, że większość (przynajmniej tych wspomnianych) odkrywców i podróżników odwiedzających tamtejsze tereny swój marny żywot kończyła w żołądkach tubylców (chociaż z drugiej strony mięso białych tubylcom za bardzo nie smakowało, więc zapewne wcinali ich z czystej ciekawości). Sporo ciekawostek oraz imponujących zdjęć. W drugiej części wykładu opisana została Nowa Zelandia. Kraj, który chciałbym kiedyś odwiedzić, zamieszkiwany jest przez ok 4 miliony mieszkańców z czego znakomita część mieszka w miastach, reszta to połączenie gór, lasów, rzek, wulkanów, plaż i kto wie czego jeszcze. W końcu nieprzypadkowo Peter Jackson wybrał Nową Zelandię na miejsce kręcenia "Władcy Pierścieni".

Po tym krótkim wstępie przyszła pora na coś specjalnego.
Na scenie pojawił się krakowski zespół tańców polinezyjskich i hawajskich o wdzięcznej nazwie "Pearly Shells". Oryginalne ruchy i niezwykle barwne stroje z pewnością zrobiły wrażenie na publiczności. Niestety nie jestem w stanie obiektywnie opisać zespołu jako całości, gdyż moja uwaga skupiona była na jednej konkretnej wykonawczyni. A ona zrobiła na mnie kolosalne wrażenie...
Wrócę jednak do rzeczywistości. Na scenie miał się również pojawić dwuosobowy zespół muzyczny i zaprezentować charakterystyczne dla hawajskich wysp dźwięki, jednak jeden z członków zaniemógł dzień wcześniej i sobotnie popołudnie spędził oglądając Małysza w telewizji. Zamiast występu mieliśmy krótką prezentacją dotyczącą instrumentów używanych w muzyce hawajskiej. Dość ciekawe, choć ewidentnie przygotowywane na ostatnią chwilę. Na koniec krótka opowieść o kuchni z rejonów Australii oraz poczęstunek (genialny napój bananowy!). Nie wiem co działo się potem gdyż zdecydowałem się wcześniej opuścić teren klubu ale jestem pewien, że było ciekawie.

Tego typu spotkania pokazują, że warto mieć pasje. Nie obsesję, ale pasję. Życie bez pasji jest nudne ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz