piątek, 28 maja 2010

Nie cierpię Angusa!

Wczoraj 27 Maja na warszawskim lotnisku Bemowo odbył się długo wyczekiwany koncert kapeli, której przedstawiać nie muszę chyba nikomu - AC/DC.

Bilety zakupiłem już na początku stycznia i z niecierpliwością odliczałem dni do koncertu. Wymagania postawiłem im wysokie. Miałem nadzieję, iż będzie to przeżycie, które pozostanie w mojej pamięci do końca życia. Jak się okazało, nie zawiodłem się.

Pogoda okazała się być łaskawa. Temperatura była idealna, a delikatna mżawka, która spadła, pomogła ostudzić gorące głowy, niektórych fanów napojów wyskokowych, którzy w sporej części i tak nie dotrwali do głównego koncertu. Rozplanowanie samego miejsca koncertu było bardzo ciekawe, za co brawa dla organizatorów. Kolejny plus za punktualność. Pomimo tego, iż nigdzie nie było napisane, o której poszczególne koncerty mają się rozpocząć, mam wrażenie że wszystko poszło zgodnie z planem. Niestety tutaj plusy organizacji koncertu się kończą...

Warszawa okazała się być jednym wielkim placem budowy, nad którym nikt nie panuje. Kosmiczne korki na każdej ulicy, brak dobrego oznakowania oraz podstawowych informacji dotyczących dojazdu na koncert zapiszę po stronie minusów. Jednak to wszystko nic w porównaniu do chaosu jaki panował po koncercie. Wszystko było fajnie, dopóki fani nie opuścili terenu lotniska. Z niewiadomych przyczyn postanowiono zawęzić drogę wyjściową, tak, że o mało co nie doszło do tragedii. Wystarczyło by jedno paniczne hasło, a wiele osób zostało by stratowanych. Policja kompletnie nie panowała nad sytuacją. Ba, ich nawet tam nie było. Gdzieniegdzie stał patrol bezczynnie przyglądający się całej sytuacji czekając, aż "to całe bydło" się rozejdzie. Nikt tym nie kierował i gdyby nie to, że przejechaliśmy po trawniku, wyjazd z Warszawy zająłby nam 2 godziny. Byłem na kilku wielkich koncertach i nigdzie nie spotkałem się z takim chaosem. W Chorzowie było 50 tysięcy ludzi, a korków nie było prawie żadnych. Wyjście ze stadionu było sprawne i bezkonfliktowe. Policja odpowiednio kierowała ruchem i wszyscy byli zadowoleni. Oj słoma z butów wystaje warszawiakom. W głowach się przewraca. Zastanawiałem się nad uczestnictwem w Sonisphere Festival (Metallica, Megadeth, Slayer i Antrax) ale po tym co wczoraj zobaczyłem stwierdziłem, że nie warto. Gdyby to był np. Chorzów nie wahałbym się ani minuty.

Wrócę jednak to samego koncertu. Około godziny 19.30 na scenie pojawiła się legenda polskiego bluesa/rock`a Dżem. Gdy dowiedziałem się, że to oni będą supportować AC/DC byłem zawiedziony. Według mnie nie pasują brzmieniem do Australijczyków. Szanuję ich i uwielbiam ich muzykę, jednak w mojej opinii na ich miejscu lepiej sprawdziłby się chociażby Piekarczyk z TSA. Koncert zagrali poprawny. Bez fajerwerków ale również będzie zbędnego zasmucania. Nie zabrakło Wiktorii oraz Wehikułu Czasu. Publiczność bawiła się dobrze, ale cały czas twierdzę, że to za mało. Jednym z momentów, który utkwił w mojej pamięci był utwór Wiktoria podczas, którego po raz pierwszy i ostatni w dniu koncertu, wyjrzało słońce. Niesamowity zbieg okoliczności...

Gdy swój występ zakończył Dżem rozpoczęło się gorączkowe wyczekiwanie na gwiazdę wieczoru. Zanim przejdę do sedna, parę słów o samej scenie. Nie podam jej wymiarów gdyż ich nie znam, ale była ogromna i posiadała niesamowicie długi tzw. "cat walk". Na samym szczycie znajdowały dwie wielkie dmuchane czerwone czapeczki z rogami z literą A na środku (zakładam, że od Angus). Cztery telebimy pozwalały na oglądanie koncertu z najdalszych zakątków lotniska. Po bokach rozstawionych było 6 dział armatnich. Ogólnie wystrój nawiązywał do nowej płyty "Black Ice", którą zespół stara się promować podczas swojej trasy.

Godzina 21 z minutami. Nagle wszystko gaśnie, a na telebimach widać animację komputerową, w której Angus Young z piekła rodem, prowadzi ku zagładzie rozpędzony pociąg parowy. Dwie roznegliżowane piękności kuszą go swoimi krągłościami (aż kipiało seksem) podstępnie próbując zatrzymać pociąg. Dochodzi do katastrofy, pociąg pojawia się na scenie a zespół rozpoczyna grać. Na płycie szaleństwo, żeby dojrzeć muzyków (co tam telebimy!) zaczynam skakać jak kangur i przestaje dopiero gdy kończy się kawałek. Czuję, że zaraz chwyci mnie skurcz ale w sumie co mi tam! Ale czad! Na pierwszy hit nie trzeba było długo czekać. "Back in Black" zagrali już jako 3 utwór. Znam słowa na pamięć, więc krzyczałem ile Bozia dała!

Potem pierwszy z popisów Angusa. Tym razem nie gitarowy, a bardziej striptizerski. Zrzucił swoją marynarkę, potem koszulę a na końcu ściągnął spodenki pokazując swoje bokserki z napisem "AC/DC" na tylku :)
Gdy na scenie pojawił się ogromny dzwon, było jasne jaki utwór zaraz usłyszymy. Brian stojąc na samym końcu wybiegu, nagle odwrócił się i na pełnym gazie, robiąc śmiesznie małe kroki, ruszył w stronę dzwonu by dać sygnał do gry "Hells Bells"! Niesamowita była również jakość dźwięku. Rozpoznawalna była każda nuta, nawet bas było słychać, a nie tylko czuć.
Bardzo możliwe, że mylę kolejność utworów ale musicie mi wybaczyć. Tak wiele się działo...

W pewnym momencie publiczność zaczęła skandować Thunderstruck. I co ??? I zagrali :D Jak na życzenie!!! Co się wtedy działo nie sposób opisać. Znów skakałem jak poparzony.

Kolejnym momentem, który wrył mi się w pamięć był utwór, którym na scenie pojawiła się ogromna dmuchana lalka w kształcie wulgarnie ubranej grubej kobiety z kosmicznymi piersiami. Zasiadła ona okrakiem na wcześniej wspomnianym pociągu i ruszała się w rytm muzyki. Niesamowite wrażenie, szczególnie że miała ona bez wątpienia 5 metrów wysokości.

Jednak prawdziwa ekstaza przyszła podczas solówki Angusa. Ten człowiek został opętany przez szatana. Co do tego nie mam żadnej możliwości. Jest zwariowanym wariatem, dla której wiek nie ma kompletnego znaczenia (55 lat). Szalał na wybiegu prezentując publiczności przeróżną gamę gitarowych zagrywek. Nie będę oceniał jakości tej solówki bo i tak nie będzie to obiektywna ocena, a poza tym kim ja jestem, żeby go oceniać :) Angus jest gwiazdą dlatego musi błyszczeć jak gwiazda. Pomogła mu w tym specjalnie przygotowana platforma, która wyniosła go na kilka metrów w górę sprawiając że każdy widział go bez problemu, bez użycia telebimów. W pewnym momencie rzucił się na plecy i zaczął kręcić się w koło wymachując swoimi krótkimi nóżkami, a w niebo wystrzelone zostały tony białego konfetti. Nie wiem jak to lepiej opisać, mam to przed oczami ale słów brakuje.

Pewnie się zastanawiacie dlaczego w takim razie nie cierpię Angusa. Ano dlatego, że sam chciałbym kiedyś znaleźć się na takiej platformie i zadowalać jednocześnie 60 tysięcy ludzi! Jak myślicie czy gdyby go zapytać co daje mu większą przyjemność: seks czy taki koncert wahał by się choć chwilę ? Patrząc na to co się działo wczoraj wydaję mi się, że są rzeczy przyjemniejsze od seksu ;)

Koncert zakończyły dwa bisowe hity - "Highway to Hell" oraz "For Those About to Rock (We salute You)". Na tym drugim raz po raz odpalane były wcześniej wspomniane armaty. Nie miałem siły już skakać więc grzecznie doczekałem do końca. Żałuję, jednak że Brian nie nawiązał większej łączności z publiczności. Nie pożegnał się tak jak należy. Ale chyba nie można mieć wszystkiego...

Nie chcę porównywać tego koncertu do jakiegokolwiek innego bo nie ma to sensu. Był wyjątkowy i bardzo możliwe, że ostatni w naszym kraju (chociaż nigdy nie wiadomo).

Dzięki wszystkim za zajebistą zabawę !!!

ACDCAC/DC Black Ice

czwartek, 20 maja 2010

poniedziałek, 17 maja 2010

Make This Go On Forever

Snow Patrol: Make This Go On Forever

Please don't let this turn into something it's not
I can only give you everything I've got
I can't be as sorry as you think I should
But I still love you more than anyone else could

All that I keep thinking throughout this whole flight
Is it could take my whole damn life to make this right
This splintered mast I'm holding on won't save me long
Because I know fine well that what I did was wrong

The last girl and the last reason to make this last for as long as I could
First kiss and the first time that I felt connected to anything
The weight of water, the way you told me to look past everything I had ever learned
The final word in the final sentence you ever uttered to me was love

We have got through so much worse than this before
What's so different this time that you can't ignore
You say it is much more than just my last mistake
And we should spend some time apart for both our sakes

The last girl and the last reason to make this last for as long as I could
First kiss and the first time that I felt connected to anything
The weight of water, the way you told me to look past everything I had ever learned
The final word in the final sentence you ever uttered to me was love

The last girl and the last reason to make this last for as long as I could
First kiss and the first time that I felt connected to anything
The weight of water, the way you told me to look past everything I had ever learned
The final word in the final sentence you ever uttered to me was love

And I don't know where to look
My words just break and melt
Please just save me from this darkness [x2]

And I don't know where to look
My words just break and melt
Please just save me from this darkness [x2]

sobota, 8 maja 2010

Najmądrzejsi i najbogatsi.

Jak zwykle w piątek miałem więcej czasu w pracy więc poszperałem w necie i tak się składa, że znalazłem dość ciekawą analizę.

Jest to książka doktora Richarda Lynna z Uniwersytetu w Ulster w Północnej Irlandii oraz doktora Tatu Vanhanena z Uniwestytetu w Tampere w Finlandii. Wydana w 2002 roku nosi tytuł "IQ and the Wealth of Nations".

Autorzy twierdzą że IQ jest jednym z najważniejszych czynników determinujących różnice w bogactwie narodów oraz ich w ich wzroście gospodarczym. Jak łatwo można się domyślić, książka spotkała się z bardzo ostrą krytyką.

Do obliczenia IQ poszczególnych krajów autorzy wykorzystali raporty pochodzące z wewnętrznych analiz poszczególnych państw. Niestety nie czytałem jeszcze całej książki więc nie mogę podać szczegółów dotyczących zbierania danych, a z pewnością są one interesujące. Głównymi wnioskami płynącymi z analiz przeprowadzonych przez autorów książki są istnienia korelacji IQ z PKB na osobę (na poziomie 0.82) oraz IQ ze wzrostem gospodarczym (od 1950-1990 na poziomie 0.64).

Twierdzą oni, że niskie PKB determinuje niskie IQ zarówno jak niskie IQ może powodować niskie PKB. Wspominają oni o swoistym obowiązku pomocy finansowej krajom słabo wykształconym, przez kraje o wysokim IQ.

Wspomniałem wcześniej, że nie wiem jak gromadzone były dane o IQ. Jak się okazuje, jest pewna wzmianka o tym procesie. Zdarzało się, że dla niektórych krajów wewnętrzne analizy nie były dostępne. W takim przypadku autor uśredniał IQ bezpośrednich sąsiadów danego kraju. Na przykład dla El Salvadoru IQ ustalono jako średnią Guatemali oraz Kolumbii. Osobiście jestem przeciwnikiem takiego postępowania, i uważam, że takie przybliżenia są niepoprawne i często krzywdzące.

Zdarzyły się jednak przypadki gdzie IQ nie szło w parą z PKB. Jednym z nich jest Katar. Państwo o średnim IQ 78 posiadające bardzo wysokie PKB na osobę w wysokości 17,000$. Autorzy tłumaczą ten fakt posiadaniem surowców naturalnych, głównie w postaci ropy, któremu to Katarczycy zawdzięczają tak wysokie PKB per capita.
Są jeszcze inne wyjątki takie jak Irlandia oraz USA, gdzie pomimo bardzo wysokiego PKB na osobę, IQ pozostaje na przeciętnym poziomie (odpowiednio 93 i 98).

Wszystko fajnie i pięknie dopóki zastanowimy się głębiej nad sposobem przeprowadzania tych analiz. Głównym zarzutem jest niepoprawność danych wejściowych. Okazuje się, że testy IQ dla poszczególnych krajów przeprowadzane były na zupełnie innych grupach badanych! Dla przykładu na Barbadosie badano dzieci w wieku od 9-15 lat gdzie w Kolumbii do próby wzięto osoby w wieku 13-16. Również liczebności prób były w wielu przypadkach zbyt niskie.

Krytykowano również sposób pozyskiwania danych dla krajów, dla których niedostępne były wcześniejsze analizy (wspominałem o uśrednianiu). Oczywiście autorom dostało się również za próbę statystycznej manipulacji.

Podsumowując książka ta nie jest publikacją naukową, a raczej społeczną rozprawką. Jednak podjęty problem jest niezwykle ciekawy i jeśli tylko uda mi się dostać jej kopię, przeczytam ją bez wahania.

Poniżej zamieszczam tabelę wartości IQ dla różnych krajów. Źródłem niestety jest wikipedia. Ale lepsze to niż nic ;)

IQ and the Wealth of Nations

źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/IQ_and_the_Wealth_of_Nations

środa, 5 maja 2010

Snow Patrol - Chasing cars

Jak dla mnie jeden z najlepszych kawałków jakie w życiu słyszałem.

Przerwa...

Nie podoba mi się to, że większość postów rozpoczynam od stwierdzenia jak dawno mnie tu nie było. Najwyraźniej nie odczuwam potrzeby pisania. Dziś mam jednak trochę czasu więc skrobnę co nieco.

Jest maj. Za oknem pada, ale i tak lepszy maj niż kwiecień. Myślę, co się u mnie ciekawego zdarzyło w kwietniu, ale nie mogę sobie przypomnieć, oczywiście poza urodzinami bliskiej mi osoby. Minął kolejny miesiąc mojej pracy w UBS i już zdaję sobie sprawę, że nie jest to praca mojego życia. Nie narzekam. Póki co mi się podoba bo robię co lubię i dostaję za to pieniądze. Ale przed Euro2012 wypadałoby coś zmienić. Jednak to średnio-terminowe plany.

Już niedługo, bo za 3 tygodnie, wielki koncert AC/DC w Warszawie. Biorę 2 dni wolnego, bo przecież w piątek po koncercie nie wrócę na bani do pracy :P AC/DC chyba nową płytę wydaję, a przynajmniej singiel bo wiem, że ich muzyka jest wykorzystana w Iron Manie 2. Swoją drogą ciekawe czy będzie tak ciekawy jak pierwsza część. Szczerze wątpię.

Jeśli chodzi o kino, to byłem ostatnio z moją lubą na "Starciu Tytanów". Utwierdziłem się w przekonaniu, że podstawa sukcesu do dobry trailer. Film okazał się kompletną klapą. Nie oczekiwałem wiele, ale nawet ciekawych scen walki nie dane mi było zobaczyć. Efekty niby dobre, ale nie wszystko da się nimi zatuszować. I tutaj zgrabnie przejdę do jednego z moich podstawowych tematów, a mianowicie piłki nożnej. Podczas tego seansu odbywał się półfinał ligi mistrzów między Barceloną, a Interem...

Nie będę się rozpisywał. Inter zasłużył na zwycięstwo i w finale to im będę kibicował. Jest to jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie klubów, ale bądź co bądź co bądź reprezentują włoską piłkę. Bayern awansował tak wysoko m.in. dzięki niesłusznie uznanej bramce przeciwko Fiorentinie (2 metrowy spalony) oraz szczęśliwej drabince. Jeśli nie Viola to United powinien był sobie z Bawarczykami poradzić. Nie wyszło. Zabrakło obrony oraz Rooney`a. O słabym Lyonie nie wspomnę. Finał powinien być formalnością, głównie ze względu na brak Riberego, (Robben będzie szczęściarzem jeśli dotrwa do końca meczu bez kontuzji) i 'The Special One'.
Polecam blog Michała Pola, a szczególnie ten wpis i komentarze czytelników:
Dzien w którym umarł futbol

Dobrze słyszałem, że finał jest 22 Maja? Przecież to sobota. WTF ??

Ostatnio trochę czasu straciłem na NBA 2k10. Przyznam, że gierka super ale na szczęście zepsuł się sejw więc uwolniłem się od uzależnienia ;) Jutro gram w nogę z jakimś PIOMETEM. Trzymajcie kciuki bo może w końcu będę grał w napadzie. Hat-trick musi być!!!

Hmmmmm....Co jeszcze...O! Wczoraj widziałem drugą część Świętych z Bostonu. Trochę się zawiodłem. Brakowało tego klimatu. Widoczny Hollywood. Na szczęście twórcy zostawili sobie furtkę na trzecią część, więc może uda im się zrehabilitować.

Film, który mogę polecić to Hurt Locker. Głównie dla ludzi o mocnych nerwach. Nie będę się rozpisywał. Warto i tyle!

Wypadałoby wrzucić jakiś obrazek albo filmik bo ciężko się pewnie tak "na sucho" czyta.



Posłuchajcie komentatora. Nie, on się nie zaciął :)

I jeszcze jedno.
Rozmawiałem ostatnio z Kermitem. Poważnie :)