czwartek, 11 czerwca 2009

Wesele

Spokojnie. Póki co nie moje ;)
Ostatni tydzień minął jednak właśnie pod znakiem wszystkiego co z weselami związane. Zaczęło się od koncertu w Indigo. Po raz fefnasty mieliśmy okazję przyczynić się do pogorszenia słuchu klientów baru poprzez nieustanne bombardowania ich uszu setkami "metalowy" decybeli. Co najśmieszniejsze chodziły głosy, że się podobało ;)
Jednak do rzeczy. Tak się złożyło, że był to 4 czerwiec (czerwca? nigdy nie wiem) czyli dwudziesta rocznica pierwszych częściowo wolnych wyborów do polskiego parlamentu. Spodziewaliśmy się sporej frekwencji i rzeczywiście nie zawiedliśmy się. Zaczęło się od niewinnego toastu wolnościowego, do którego przyłączyć się mogli jedynie ci posiadający wąsy. Na szczęście ci, którzy nie zostali przez naturę obdarowani bujnym zarostem jak i również kobiety miały szanse na darmowego drinka po przyklejeniu wąsów sztucznych. I tak kilkadziesiąt osób wzniosło w górę kieliszki z okazji, o której większość z pijących pewnie nic dokładnie nie wie bo po co :P
Ale skąd wzięło się aż tyle młodzieży w barze.
Otóż powód jest prozaiczny. WESELE.
Szczęśliwie pewna para postanowiła urządzić imprezkę weselną dla znajomych właśnie w Indigo (nie napiszę, że bar został wybrany przypadkowo ale to mało ważne). Również dobrze się złożyło, że państwo młodzi (Wasze zdrowie :D) są fanami rocka dlatego to cześć koncertu została zadedykowana specjalnie im. Co tu pisać więcej. Grało się genialnie. Momentami mogłem sobie odpocząć od mikrofonu gdyż bardzo już "cieplutcy" goście weselni raz po raz mi go zabierali i sami pokazywali jacy to z nich wybitni wokaliści :) Graliśmy same hiciory rockowe, Knockin` on the Heavens Door, Born to be wild, Whiskey in the Jar, Proud mary oraz Are you gonna be my girl to tylko kilka utworów przy których publiczność szalała. Brakowało tylko piszczących fanek i staników na scenie ale wszystko w swoim czasie.
Graliśmy i graliśmy, a końca widać nie było. Na szczęście po Masterze, który już totalnie zniszczył moje struny głosowe nastąpił definitywny koniec. Impreza trwała nadal a my przepijaliśmy pieniądze, które Staszek jakimś cudem wysępił od Angoli :)
Kto nie wierzy niech spojrzy:


W następnej części tygodnia temat wesel nadal za mną chodził. Tym razem dom weselny. Nie będę podawał szczegółów bo chyba póki co nie powinienem (mówię poważnie :P). Teraz się zastanawiam po co ja o tym wspominam skoro nie zamierzam pisać o detalach. No nic, zacząłem to teraz skończę. A skończę tak. Ma ktoś pożyczyć 300 tysięcy złotych? Obiecuję, że oddam za max 3 lata z dobrym procentem :P

Nie sposób nie wspomnieć w poście o pokerze. Mam ostatnio dobrą passę. Na PartyPoker z 50$ mam już 126$. Wczoraj "live" też coś wygrałem (byłoby mniej jakby Wiaro tego all-ina nie wszedł a przecież nie musiał bo powinien wiedzieć, że go sprawdzę tylko z lepszą ręką a 8 kicker to trochę mało :P, aha no i Efrem mnie też swoją szarmancką grał wspomógł finansowo, przy najmniej było ciekawie). Trzymajcie kciuki. Mam nadzieję, że za mały roczek będę mógł do mojego bankrolla dopisać chociaż jedno zero ;)

Over.