sobota, 23 października 2010

Zauroczenie od drugiego przesłuchania

W końcu się zebrałem do napisania kilku zdań.

Nie wiem dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej. W moim życiu nie działo się, aż tyle żebym nie miał czasu na napisanie prostego posta na blogu. Nie czułem potrzeby, koniec kropka.
Może to zabrzmi dziwnie ale zauroczyłem się podwójnie i o jednym z tych zauroczeń chciałbym napisać. Nie było to od pierwszego wejrzenia, czy raczej w tym przypadku przesłuchania. Kto by pomyślał, że to poczciwy Wiaro nas sobie przedstawił. Nie pamiętam dokładnie kiedy to było, na pewno parę miesięcy temu, nie wiem również dlaczego przeszedłem obok niego obojętnie. Niego? Tak, niego. A raczej obok nich. Mowa o czterech muzykach tworzących Dave Matthews Band.

Prawdziwa fascynacja przyszła z opóźnieniem, jednak gdy już wybuchła nic nie mogło jej zatrzymać. Niekwestionowanym leaderem zespołu jest jego założyciel Dave Matthews. 43-latek pochodzący z RPA odmienił moje spojrzenie na muzykę. Wszystko zaczęło się od utworu „Crush”...
Chciałbym Wam opisać co czuję gdy słucham właśnie „Crush” jednak jest to chyba niemożliwe, a nawet zbyt osobiste i zarazem intymne. Podobno nie ma ideałów, jeśli tak to właśnie odkryłem wyjątek. Muzyka, słowa, nastrój, kompozycja – w tym utworze wszystko jest niepowtarzalne. Swego czasu słuchałem go codziennie po kilka razy, teraz troszeczkę zwolniłem bo na horyzoncie pojawiły się inne, ciekawe kompozycje. Jednak „Crush” zawsze będzie wyjątkowy, w wersji oryginalnej czy też live z Tim’em Reynolds. Zastanawiam się jak tworzy się taką muzykę? Czy da się tego nauczyć? Czy też trzeba być geniuszem? Posiadać nieprzeciętny talent i w życiu swoje przeżyć?

Po „Crush” przyszedł czas na resztę płyty „Before These Crowded Streets”. Każdy utwór jest wyjątkowy. Nie ma dwóch podobnych. Nie dość , że Dave dysponuje świetnym głosem to na dodatek wychodzi poza schematy wokalne i co chwile zaskakuje. Najlepszym przykładem jest „Halloween”. Utwór niezwykle osobisty (napisany po tym jak jego dziewczyna po raz 3 odrzuciła jego oświadczyny) i przez to wyjątkowy. Na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu jednak ja go uwielbiam. Czasami mam wrażenie, że Dave zaraz wyzionie ducha podczas tego utworu. Bardzo rzadko grał go na koncertach, nie opublikował do niego tekstu na oficjalnej płycie, gdyż nie chciał aby jego matka czytała te wszystkie słowa jakie kieruje pod adresem jego „dziewczyny”.

Nie chcę się rozpisywać na temat każdego utworu choć mógłbym. Przejdę więc do puenty (tak to się pisze?). Od mniej więcej trzech miesięcy słucham Dave’a codziennie, nadal mnie nie nudzi, a co więcej potrafi zaskoczyć. Na moim koncie jest już kilka osób skutecznie nim „zarażonych” . Nikogo nie chcę zmuszać ale zaufajcie mi – warto jak cholera.

niedziela, 10 października 2010

10/10/10

Fajna data, no nie ?

PS. W tym tygodniu powrócę do pisania Bloga. Wiele się działo, na dodatek brak natchnienia.

I'll be back