niedziela, 27 listopada 2011

Grechuta wciąż żyje

W ubiegły weekend odbył się w Andrychowie 33 Ogólnopolski Przegląd Piosenki Turystycznej i Poetyckiej - Piostur Gorol Song. Trzydniowa impreza składała się z przesłuchań kandydatów oraz wieczornych koncertów uznanych już artystów. Jedynym dniem, w którym mogłem pojawić się na festiwalu był piątek i jak się okazało był to świetny wybór.

Na scenie wystąpiła formacja PLATEAU. Zaprezentowali oni swoją najnowszą (już czwartą) płytę z utworami Marka Grechuty w nowych aranżacjach. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym zespole, ale bardzo sobie cenię twórczość Grechuty, dlatego postanowiłem dać im szansę. Wykorzystali ją w 100%!

Koncert był niesamowicie energetyzujący, muzycy swoim pozytywnym nastawieniem zarazili całą widownię (co wcale nie było takie proste biorąc pod uwagę, że byłem jednym z młodszych widzów), a lider zespołu skutecznie zachęcał do wspólnego śpiewania. Na scenie pojawili się również goście, Marek Jackowski (swego czasu grał z Grechutą, a potem występował w zespole Manam) oraz Antonina Krzysztoń (dama polskiej poezji śpiewanej). Szczególnie spodobało mi się wykonanie piosenki "Korowód", która ma w sobie potężny potencjał i świetnie brzmiałaby wykonywana nawet przez Metallice. Rockowe aranżację przeplatały się z bardziej lirycznymi i melancholijnymi utworami, a bardzo dobre nagłośnienie sprawiało, że wrażenia estetyczne były na najwyższym poziomie. Były momenty, w których siedziałem jak zahipnotyzowany z otwartą gębą i budziłem się dopiero wtedy, gdy zespół kończył grać.

Na koniec mojej, wyjątkowo zwięzłej jak na mnie, wypowiedzi mogę jedynie dodać, iż warto poszerzać swoje muzyczne horyzonty udając się czasem na artystyczna randkę w ciemno.

PS. Zamieszczam link do strony zespołu PLATEAU. Okazuje się, że chłopaki grali również na Woodstocku.

wtorek, 15 listopada 2011

Niczym Di Caprio

Miałem sen. Sen tak rzeczywisty, że długo nie mogłem dojść do siebie po przebudzeniu.
W drodze na pociąg, jak mantrę powtarzałem sobie poszczególne jego etapy, tak nie zapomnieć niczego istotnego i czym prędzej zapisać go w moim kajeciku.

Pisałem niedbale, stojąc w przejściu między wagonami, czując ciekawskie spojrzenia innych pasażerów. Jeszcze przed Zabierzowem udało mi się zanotować wszystko co istotne. Teraz wystarczy tylko wklepać to na bloga, dodać parę przecinków i gotowe. Kolejne wspomnienie utrwalone.

Zaczęło się bardzo niewinnie. Spałem w swoim obecnym pokoju. Ułożenie mebli było inne, podobne do tego sprzed rewolucji, którą wprowadziłem. Był piątek (nie wiem skąd to wiem, po prostu wiem). Obok łóżka stał niewysoki, podłużny stolik. Budzą mnie znajomi współlokatorów (co okazało się nie do końca snem...) i otwierają drzwi do mojego pokoju. Zamierzają gdzieś wyjść i czekają na mnie. Pamiętam też jakąś niewysoką blondynkę, która przypadła mi do gustu. Wstałem i wyszedłem, ot tak. Korytarz był tylko z pozoru podobny do rzeczywistego. Dużo dłuższy, kojarzył mi się z amerykańskimi filmami z lat 60.

Po wyjściu okazało się, że jest ciepło i pogodnie - jednym słowem lato. Wcześniej wspomniana blondi, wraz ze swoim chłopakiem (eh...), okazuje się być sprzedawczynią książek (coś w stylu budek obok dworca kolejowego) i rozkłada niby nigdy nic swój kramik na chodniku ciasnej, krakowskiej uliczki. Lekkie zdziwienie i ruszamy dalej.

Teraz będzie niewielki przeskok ponieważ nie pamiętam za bardzo jak dostałem się na.... biesiadę. Wyobraźcie sobie długie stoły, rozstawione na świeżym powietrzu, muzykę, mnóstwo jedzenia i picia. Wszyscy dobrze się bawili. Między stołami było też drzewo - po prostu drzewo (niewysoki dąb jeśli dobrze pamiętam). W pewnym momencie uświadamiam sobie, że to sen. Uczucie było niezwykle intensywne, miałem wrażenie, że jestem całkowicie świadomy swoich akcji. Skoro tak, to postanowiłem to wykorzystać i nie zwlekając ani minuty dłużej przetestowałem swój prawy prosty na najbliższym facecie siedzącym obok. Nie skończyło się na jednym ciosie, oj nie. Niektóre pudłowały, inne soczyście raniły moją ofiarę. Zaskoczyła mnie jego bezbronna postawa, siedział i czekał na kolejne uderzenia. Zupełnie odmienną postawę przyjęli obserwatorzy tego zdarzenia. Zaczęli krzyczeć, wręcz błagać, abym przestał jednak nikt nie odważył się zrobić nic więcej. Znudziła mnie ta zabawa więc postanowiłem "zmienić lokal".

Kolejne wspomnienia są rozmazane. Po raz kolejny pojawia się ta blondynka (podobna trochę do tej dziwnej panienki z utworu "My Ninja" Die Antwort) i pamiętam jakąś konwersację na temat małżeństwa. Były też drzwi, a za nimi klatka schodowa. W mojej głowie pojawia się myśl, iż powinienem się obudzić, że już najwyższy czas przerwać ten sen. Jednak przypadkowo wyłączam budzik tuż ustaloną godziną. Bez chwili zastanowienia nastawiam go ponownie. Po upływie chwili zaczynam się budzić...

Przypomina to bardziej transformację, pewnego rodzaju przeobrażenie czy też zmianę świata. Otwieram oczy i widzę własny pokój jednak po raz kolejny coś jest inaczej. Okno jest otwarte, a wiatr potrząsa firankami (których w rzeczywistości nie mam). Na zewnątrz ciemna, gwiaździsta, letnia noc. Jest bardzo, bardzo ciepło. Z okna rozciąga się bardzo kojący widok falujących drzew. Budynek, w którym się znajduję jest wysoki i przypomina blok czy też internat.

Po chwili uświadamiam sobie, że coś jest nie tak... Wychodzę z pokoju. W tym samym pokoju z łazienki wychodzi pewna blondynka. Mam wrażenie, że wiem kto to, jednak nazwiska ujawniać nie będę. Teraz już jestem pewien, że śnię ponownie. Wracam do pokoju, a mój wzrok przykuwa sporych rozmiarów dziura w ścianie. Nie aż tak duża, aby móc przez nią przejść, jednak wystarczająca, aby zobaczyć co dzieję się po drugiej stronie mojej ściany.

Szybkie spojrzenie i już wiem, że pokój pełen jest starszych ludzi. Odnoszę wrażenie, że należą oni to jakiejś dziwnej grupy cyrkowo-tanecznej czy też baletowo-burdelowej, ciężko powiedzieć. Zostałem jednak zauważony przez jedną z kobiet, najwyraźniej przywódczynie tej bandy, która świdrując wzrokiem moją twarz mówi z wyrzutem:
-Zobacz co zrobiłeś. Spójrz przez okno...

Czym prędzej wychylam się i patrzę w dół. Za pierwszym razem nie zauważyłem, iż zaraz obok budynku znajduję się coś na styl dziedzińca, placu wewnętrznego czy też więziennego spacerniaka. Był w całości pokryty ciemnobrązową ziemią, jednak to co zobaczyłem na nim mnie przeraziło. Patrzyłem na wijących się w agonii ludzi. Niektórzy krwawiący, inni z powykrzywianymi członkami. Byli też tacy, których opisu nie podejmuję się podjąć gdyż był zbyt abstrakcyjny i brutalny. Wiedziałem jednak jedno - wszyscy z jakiegoś powodu są tutaj przeze mnie.

Nic więcej nie udało mi się zapamiętać, lecz to co zostało w mojej głowie zapisałem w zeszycie bez zbędnej zwłoki.
Warto było, oj warto...

czwartek, 10 listopada 2011

Zagadka

Zdjęcie zrobiłem dzisiejszego popołudnia.
Ktoś ma pojęcie co to może być ? :)


niedziela, 6 listopada 2011

Perłowi


Perłowymi marzeniami widzą świat niewyczerpani
Balansując na krawędzi są nadęci jak słup rtęci
Życia ich tak pogmatwane niczym kłębki brudnych myśli
Śnią w południe, nic nie wiedząc, co naprawdę im się przyśni

My nie chcemy tej parodii, chcemy pełny spektakl dojrzeć
Żadnych złudzeń co do treści, formą niechaj będą pięści
Teraz tylko powierzchowność, tak by warstwa gruba była
Wyobrazić sobie trudno, o co walka się toczyła

wtorek, 1 listopada 2011

Szlachetne zdrowie...

To zdecydowanie nie jest szczęśliwy rok dla męskiej części zacnego rodu Wojewodziców.
Wszyscy jego przedstawiciele wylądowali na jakiś czas w szpitalu.
Powody były różne, jednak żaden nie był błahy. O ile wyrostek robaczkowy, którego miałem przyjemność się pozbyć, potrafi dokuczyć każdemu i jest przypadkiem dość pospolitym to wylew oraz pęknięcie kręgu jest czymś zdecydowanie mniej przyjemnym...

Nie ma się co oszukiwać, problemy zdrowotne dotykają prędzej czy później każdego. Z mniej poważnymi radzimy sobie sami (domowe sposoby wciąż są w moim przypadku na topie, przy przeziębieniu nigdy nie może zabraknąć herbatki z cytryną oraz imbirem, goździków czy też miodu), jednak w większości przypadków jesteśmy skazani na służbę zdrowia. O jej jakości nie zamierzam się tutaj rozwodzić. Lekarze są tylko ludźmi, a głównym winowajcą jest chory system oraz prawo stworzone przez niekompetentnych biurokratów (niezły populizm, co nie?). Dobrą ilustracją obecnego stanu polskich szpitali jest miejsce w jakim leżałem po operacji. Wadowicki szpital zafundował mi tak komfortowe łóżko, że ból pooperacyjny był niczym w porównaniu z bólem pleców od sprężyn wystających z mojego madejowego łoża...

Gdy zaczynają się kłopoty ze zdrowiem zmienia się również podejście do życia. Awersja do ryzyka rośnie, większą wagę przywiązujemy do analizy konsekwencji swoich działań. Tak się składa, że moje prawe kolano jest do wymiany (planowany termin operacji rekonstrukcji więzadeł to czerwiec 2013 ale uwaga - realnie ma być to koniec przyszłego roku... szaleństwo!) i dojście do "pełnej" sprawności zajmie mi miesiące. Zastanawiam się jednak co potem. Czy jest sens wracać do takich rozrywek jak piłka nożna czy siatkówka? Czy warto ponownie ryzykować szczególnie, że poziom już nie ten co kiedyś? A jeśli tak, to czy po powrocie na boisko nie będę cofał nogi przy każdym możliwym kontakcie?

Miałem już kiedyś złamaną nogę (do dzisiaj nie wiem który z kumpli mi to zrobił... żaden się nie przyznał, a zamieszanie było spore) i po powrocie na parkiet jeszcze przez pewien czas miałem psychiczne opory przed zrobieniem czegoś ryzykownego. Jestem przekonany, że nie jestem wyjątkiem i każdy ma podobne obawy związane z powrotem po kontuzji. Ciekawe jak radzą sobie z tym zawodowcy, którzy muszą wrócić jak najprędzej... Psychologia sportowa to może być coś naprawdę interesującego (przynajmniej dla mnie :P).

Obecnie staram się za bardzo o tym wszystkim nie myśleć bo wiem, że nie ma sensu i nic dobrego z tego nie wynika. Mam już plan i będę się go trzymał. Do operacji podejdę w pełni przygotowany z nogą godną olimpijskiego 0długodystansowca. Wrócę do zdrowia i jeszcze strzelę nie jednego gola (może nawet spróbuje na desce pojeździć)

Teraz zmykam porozciągać moje 26-letnie ciało i spalić kilkaset kalorii na Orbitreku (swoją drogą polecam ten przyrząd - świetna sprawa!). Nie ma to jak porządnie się spocić :)

PS. Juventus ograł Inter na ich terenie :D W przyszłym roku chcę i zobaczę mój ulubiony klub zobaczyć w Lidze Mistrzów. W końcu co to za elitarne rozgrywki bez Juve ? ;)