środa, 23 grudnia 2009

Słodkie lenistwo

Znów miałem przerwę w pisaniu. Ale powiem szczerze, nie miałem ochoty pisać. Sporo się działo. Zacznę od tego, że w końcu znalazłem pracę. Trwało to trochę ale głównie dlatego, że należę do osób wybrednych i byle czego nie przyjmę ;) Pracował będę w firmie UBS jako Equity Research Access Associate. Duża korporacja, eleganckie ciuchy itd. Wszystko mi odpowiada (no może poza ciuchami, wolałbym ubierać się po swojemu:P), a rozpoczynam 4 stycznia. Dlatego też postanowiłem się nacieszyć grudniem jak tylko się da.

Na początek długo wyczekiwana modernizacja kompa. Nie będę podawał technicznych szczegółów, ale jestem zadowolony. Nawet bardzo zadowolony. Co ja mówię, zajebiście zadowolony !!! Jeszcze nie zainstalowałem gry, która sprawiłaby jakiekolwiek problemy. Przy okazji polecam Dragon Age. Uwierzcie mi tak rozbudowanej gry jeszcze nie było (WoW się nie liczy).

Potem totalne lenistwo. Ale nie żebym leżał w łóżku i podziwiał moją tapetę prosto z Wawelu. Zdarzyło się zagrać znów w RPG (tutaj ukłony w stronę Krupnika za niezapomnianą sesję :P). Zdarzyło się nawet upiec pierwszy w życiu placek. Okazją była pseudo-wigilia organizowana u nas na mieszkaniu. Trzeba przyznać, że wyszło naprawdę smacznie, a gdyby było wszystko co zaplanowaliśmy pewnie zdychałbym z przejedzenia przez następne kilka dni.

Były jeszcze mecze w nogę, imprezy i inne atrakcje. Trzeba przyznać, że działo się sporo. A wiecie co jest najlepsze ? Grudzień jeszcze się nie skończył :D Dzisiaj toronto, potem tradycyjnie święta z rodziną i kolejne dni do wykorzystania (muszę Dragon Age skończyć :P). Kończę, bo trzeba coś posprzątać przed wigilią ;)

Wszystkim, którym zdarza się czasami przeczytać moje wypociny (tym, którym nie również ;)) życzę szalonych świąt :) Na życzenia noworoczne przyjdzie jeszcze czas.

PS. Nie wiem czy wiecie ale nie pisze się "Wesołych Świąt" tylko "Wesołych świąt" (oczywiście jeśli to początek zdania). Podobnie jest z "nowym rokiem" a nie "Nowym Rokiem". Nie są to nazwy własne :P

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Forza Juve!

Powiem krótko. Derby Włoch dla JUVE !!!
Mimo faktu, że Inter nadal ma 5 punktów przewagi nad bianco-neri, którzy przed sobą mają jeszcze graczy Milanu to Juventus przez następne tygodnie rządzić będzie we Włoszech.
Do spotkania przystępowałem z negatywnym nastawieniem. Biorąc pod uwagę prezentowany ostatnio styl gry i kompromitującą porażkę z Cagliari, szczerze mówiąc nie wierzyłem w końcowy sukces. Jednak Juve jeszcze nigdy nie grało tak chimerycznie jak w tym sezonie. W jednej kolejce niszczą Sampdorię 5:1 by w kolejnych, pomimo prowadzenia 2:0, ostatecznie przegrać z Napoli 2:3.
Kadrowo sytuacja wyglądała (o dziwo!) lepiej w drużynie z Turynu. Brakowało jedynie Iaquinty i Hasana. Inter natomiast nie mógł liczyć na Sneijdera, Maicona i Quaresme. Jak się okazało brak tego pierwszego był niezwykle widoczny podczas meczu ale do tego dojdziemy.
Wielkie nadzieje pokładałem w 12 zawodniku Juventusu - Muntarim. Nie widzę powodu, dla którego ten zawodnik gra w takim klubie jak Inter. Jego miejsce jest co najwyżej w klubie typu Portsmouth czy Stoke City. Nie za bardzo rozumiem również jego rolę na boisku. W ofensywie nie istnieje. Słabo podaje, ma ograniczony przegląd pola a strzał z dystansu na pewno nie jego największą bronią. Może więc defensywa? Tutaj trochę lepiej, chociaż niezwykle szybko dostaje żółte kartki (bardzo zasłużenie!) i musi ograniczać się do mniej kontaktowej gry.
Wracając jednak do samego spotkania. Podobnie jak El Clasico piłkarsko na pewno nie porwało. Nie brakowało jednak ostrej walki i kontrowersyjnych sytuacji. Wynik spotkania otworzył Felipe Melo (chociaż w trakcie meczu realizatorzy trzykrotnie zmieniali zdanie najpierw twierdząc, że to Brazylijczyk zdobył gola, potem Chiellini a na końcu nawet Del Piero :) ), który strącił piłkę głową, ale gdyby nie delikatny rykoszet Julio Cesar nie miałby problemów z jej złapaniem. Radość kibiców Juventusu nie trwała jednak długo, gdyż już po zaledwie 5 minutach Samuel Eto`o wykorzystał dogodną pozycję i bardzo precyzyjnym strzałem nie dał szans bezradnemu Buffonowi. Błąd przy tej sytuacji popełniła defensywa Juventusu dając Kameruńczykowi zbyt dużo miejsca. Warto wspomnieć, iż po zdobytej przez Juventus bramce na trybuny odesłany został Jose Mourinho. Powodem były ironiczne oklaski skierowane w stronę sędziów, którzy mieliby uznać bramkę strzeloną ze spalonego (powtórki dobitnie wykazały, iż spalonego nie było).
Po wyrównaniu Eto`o tempo meczu spadło. Nie brakowało jednak ostrych starć z obu stron.W 58 minucie Juventus przeprowadził akcję, która przyniosła upragnioną bramkę. Sissoko uderzył z dystansu, a do piłki wybitej przez ,będącego w słabej formie, Cesara dopadł Marchisio. Z zimną krwią minął Samuela i umieścił piłkę w siatce lekkim podcięciem. Tym samym pokazał, że w niedalekiej przyszłości może stanowić o sile włoskiej reprezentacji.
O dziwo po stracie gola Inter nie rzucił się do szaleńczych ataków. Przejął inicjatywę, jednak nie kwapił się do strzelenia gola. W 60 minucie na boisku pojawił się Balotelli. Wtedy zaczęły się dziać nieprzyjemne sprawy. Młody Włoch prowokował oraz wymuszał faule. Od strony piłkarskiej nie pokazał nic. Jednak swoim zachowaniem zdołał przekonać sędziego do pokazania Melo drugiej żółtej kartki i w konsekwencji czerwonej. Kartka była jak najbardziej zasłużona, gdyż Brazylijczyk wyraźnie chciał uderzyć Włocha w twarz jednak nie trafił (a szkoda ;)). Balotelli padł na ziemię niczym rażony piorunem trzymając się za twarz. Tego było już za wiele. Nawiązała się szamotanina. Nawet Gigi Buffon nie wytrzymał i dołączył do przepychanek. Uwierzcie mi wiele widziałem, ale tak wkurzonego Buffona nigdy. Balotelli w konsekwencji otrzymał żółtą kartkę i do końca meczu nie zrobił już nic wartego wspomnienia. Mecz zakończył się ostatecznie zwycięstwem Juve 2:1.
Na pochwałę na pewno zasłużył Martin Caseres, Marchisio oraz ,jak zwykle, Giorgio Chiellini. Dystans to Interu zmniejszył się. Jednak nadal to aż 5 punktów. Mimo, że piłkarsko Inter rzeczywiście jest drużyną o trochę wyższych umiejętnościach, to jako marka oraz zespół jest daleko za Juve. Wystarczy tylko przeczytać jak OFICJALNA strona interu komentuje sobotnie derby: "Faul Waltera Samuela na Alessandro Del Piero którego nie było, niepodyktowany rzut karny za przewinienie Fabio Cannavaro na Samuelu oraz Martina Caceresa na Diego Milito, a także kontrowersyjne odesłanie Jose Mourinho na trybuny". Kto widział mecz zgodzi się, że żadna z powyższych sytuacji nie była nawet kontrowersyjna. Szkoda, że Inter nadal nie dorósł do bycia mistrzem.
Można zdobyć mistrzostwo ale nie być mistrzem...

FORZA JUVE !!!

sobota, 28 listopada 2009

El Clásico

Wielkimi krokami zbliża się jeden z najbardziej ekscytujących pojedynków piłkarskich tego globu. W tym roku konfrontacja FC Barcelony z Realem Madryt jest szczególnie ciekawa, ponieważ Królewscy mają w końcu zespół mogący poważnie zagrozić faworyzowanej przez wielu Barcelonie. Bajońskie sumy wydane przez prezydenta Realu Pereza, muszą na siebie zarobić, a przecież nie ma lepszej okazji niż upokorzenie wielkiej Barcy na Camp Nou. Niestety wygranej Barcelony nie jestem już tak pewien jak rok temu.

Pomimo świetnego meczu z Interem, Barca ostatnio nie przekonuje. Remis z Bilbao na wyjeździe bezwzględnie wykorzystali Królewscy zajmując pozycję lidera, co niewątpliwie podbudowało ich nadszarpnięte morale. Jednak kluczowy może okazać się powrót C. Ronaldo. Bez niego Real nie jest już tak groźny. Póki co nie sprawdzają się Kaka i Benzema, a ktoś przecież musi zdobywać gole.

Kibicie Realu zacierali niedawno ręce z powodu kontuzji Messiego i Zlatana, oraz szalejącej grypy, która zdołała powalić kilku ważnych piłkarzy Barcy. Jednak Argentyńczyk i Szwed trenowali już z resztą zespołu i można się ich spodziewać w wyjściowej jedenastce. Podobnie jest z Yaya Toure, który zwalczył wirus N1H1 w zaledwie 7 dni i dostał od lekarzy zielone światło na występ w jutrzejszym spotkaniu.
Wygląda na to, że kłopoty kadrowe Barca ma już za sobą. Dodatkowo Iniesta oraz Abidal przedłużyli kontrakty o kolejne lata.

Plan Pellegriniego opierać się ma na wyeliminowaniu Xaviego, który według madryckiego szkoleniowca jest mózgiem drużyny. Ma to zapewnić Xabi Alonso, który indywidualnie ma pokryć Xaviego oraz taktyka dłuższego przetrzymywania piłki. Jak to będzie wyglądać w praktyce? To się okaże jutro.

Sercem jestem za Barceloną, która jest dla mnie tym co najlepsze w piłce (oprócz Valdesa :). VISCA EL BARCA !!!

czwartek, 26 listopada 2009

Z PESem jak z wyborami

Zauważyłem pewną ciekawą zależność dotyczącą Pro Evolution Soccer oraz wyborów (prezydenckich, do sejmu itp.). Mianowicie przed każdą odsłoną nowego PES`a są wielkie nadzieje na lepszą grywalność, ciekawsze rozwiązania, dokładniej odwzorowane statystyki, mniej irytującą muzykę i wiele innych. Dzień premiery jest, dla mnie jak i reszty ekipy, dniem równie ważnym co Nowy Rok czy Finał Ligi Mistrzów. Każdy odlicza dni i godziny do tego momentu powtarzając sobie w myślach : "Ten PES będzie lepszy!! Najlepszy ze wszystkich!!!". Wreszcie nadchodzi długo wyczekiwany dzień. Instalacja, podpięcie padów, szybka konfiguracja i Jadom Radom :D

Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało ok. Ciekawe menu. Znośna muzyka. Więcej możliwości taktycznych. Wskaźnik "Overall rating" i player index. Brzmi super. Jedziemy z koksem!! Grafika też niczego sobie, lepiej być już chyba nie może :D Gwizdek sędziego i ... powrót do szarej rzeczywistości. Najczęściej używanym tekstem podczas gry jest "Nie tutaj ku***!" bo nawet Płaczek często ma problemy z celnym podaniem. Z podaniem, z którym nawet Mariusz Job nie miałby trudności! Pół biedy gdyby tylko to był jedyny minus. Zawsze przecież można "żyłować", przebiec pół boiska, minąć sześciu rywali i strzelić gola do pustej bramki. Wrrrróć. NIE MOŻNA. Drybling ograniczony jest do minimum a jego nauka jest totalnie nieintuicyjna. Najlepiej można dryblować stojąc w miejscu (sic!).

Jedziemy dalej. Podania na wyjście to kolejna porażka. Raz za słabo, raz za mocno. Manuala nie używam bo nie mam gałek w padzie ;P Bramkarze popełniają kuriozalne błędy, chociaż do tego PES już nas przyzwyczaił. Przyjęcie piłki trwa godzinę a i często gracze z Technique 90 mają z nim spore problemy. Mecze są nudne, brakuje ciekawych akcji oraz efektownych bramek. Okazuje się również, że nie ma możliwości zapisania pełnych taktyk, jedynie ustawienia. Już po godzinie gry na myśl przychodzi tysiąc prostych w implementacji i bez wątpienia użytecznych rozwiązań, o których KONAMI najwyraźniej zapomniało (czy oni w ogóle testowali tę grę ???).

Moja ocena 3/10.

Wrócę jeszcze do tematu posta.
Dlaczego PES jest jak wybory? Bo przed każdą nową edycją są nadzieje na "lepsze jutro", które zaledwie po kilku chwilach odchodzą w niepamięć...

PS. Chyba zaraz zagram sobie w Become a Legend :P

poniedziałek, 23 listopada 2009

Borderlands

Do niedawna myślałem, że etap gier komputerowych mam już za sobą (PES się nie liczy oczywiście) a tu nagle pojawił się Borderlands. Muszę przyznać, że jednym z powodów dla których nie gram jest fakt, że obecnie pojawiające się gry zazwyczaj kopiują rozwiązania z gier wcześniejszych. Nic nowego się nie pojawia (lub ja o tym nie wiem;) ). Dlatego głównym powodem mojego zainteresowania Borderlands jest jego innowacyjność.

Połączenie RPG i FPS ? Musicie przyznać, że tego jeszcze nie grali, a szkoda bo jak się okazało to genialne połączenie! Gra klimatem nawiązuje do słynnej serii Fallout (bardzo alternatywna wizja przyszłości, zdegenerowanej i zniszczonej). Do dyspozycji mamy 4 postacie (sam grałem Hunterem i gorąco polecam, bo przecież nie ma nic lepszego jak headshoty ze snajperki :D). Powiem szczerze, że nie potrafię streścić fabuły. Po prostu mnie nie interesowała. Było coś tam o "the Vault" i tyle pamiętam. Tak to już chyba jest z tego typu grami. Ważniejsza jest grywalność, a tej Borderlands odmówić nie można. Mnóstwo ułatwień, zaledwie kilka podstawowych statystyk, proste ścieżki rozwoju, samochód i teleportacja (patrz "punkt nawigacyjny" w diablo 2). Wszystko to sprawia, że gra się bezstresowo i płynnie.

Gdybym miał wymienić 3 największe plusy tej gry to nie wahałbym się długo.
1.Klimat - muzyka, specyficzna komiksowa grafika i "psycho midget"
2.Losowo generowane bronie ! Jak w diablo :D
3.Multiplayer

Niestety Borderlands nie działają na moim prehistorycznym sprzęcie (ukłony w stronę Krupnika, Krzycha i Sparrowa) dlatego grę przeszedłem jedynie Hunterem, jednak możecie być pewni, że jak tylko wymienię bebechy temu staremu gratowi to reszta postaci również nie będzie mieć przede mną tajemnic.

czwartek, 19 listopada 2009

Byłem w błędzie

Przyznaję się bez bicia. Myliłem się. Myliłem się jak nigdy dotąd. Przepraszam.
Thierry Henry to największy piłkarski skur***** jakiego w życiu widziałem, a reprezentacja Francji nie zasługuje na finały w RPA !
Koniec kropka. Zdania nie zmienię już nigdy w życiu!

W życiu nie ma sprawiedliwości. Podobnie jest w sporcie. We wczorajszym rewanżowym meczu decydującym o awansie do przyszłorocznych Mistrzostw Świata spotkały się Francja oraz Irlandia. Po pierwszym meczu wygranym przez Francuzów 0:1 (bramka po rykoszecie) prawie nikt nie widział innego rozwiązania jak łatwy awans Francuzów. Jednak Irlandia nie dała za wygraną i od początku naciskała. Wynik spotkania otworzył Robbie Keane już w 33 minucie. Przyznam, że od razu pomyślałem o karnych, w których wszystko może się zdarzyć, a Given to przecież bramkarz z najwyższej półki. Francja starała się odrobić stratę jednak nie mogli złapać właściwego rytmu i pomimo wielu strzałów nie zdołali wyrównać przed upływem regulaminowego czasu gry.

Dogrywka.
104 minuta. Rzut wolny. Czy był spalony to już mniej ważne. Ważny jest natomiast fakt, że thierry henry przyjął piłkę ręką ! Pewnie powiecie, że przy ciele albo przypadek. NIE NIE NIE !! Nie podam teraz linka gdzie możecie zobaczyć całą akcję bo filmiki są sukcesywnie usuwane z YouTube`a. Była to bezczelna ręka, gdyby tak nie przyjął piłka wyszłaby poza linię końcową i zapewne doszłoby do karnych. Ale henryk zdołał podać do Gallasa, który wpakował piłkę do pustej bramki. Irlandia nie zdołała już się podnieść i nie odrobiła strat.

Czary goryczy dopełniają pomeczowe wypowiedzi trenera Francuzów Raymonda Domenecha i henrego. Ten pierwszy napisał, że ręki nie widział, i że to dziennikarze tylko o tym mówią! Nie widział powtórek i nie ma zamiaru ich oglądać. Henry natomiast stwierdził bezczelnie, że owszem piłka go TRAFIŁA (co już jest oszustwem bo sam jął "złapał" ręką) , oraz że powinien zostać odgwizdany rzut wolny. Powiedział również, że to Irlandia była lepsza i powinna awansować. FIFA i UEFA się cieszy, bo co to za mistrzostwa bez Francji. Platini pewnie skacze z radości...

Francji zawsze brakowało i będzie brakować HONORU oraz ODWAGI!!!

piątek, 6 listopada 2009

Rollercoaster i kręgle

Pewnie niektórzy z Was kojarzą grę Rollercoaster Tycoon. Taka zabawna gra, w której jesteś właścicielem i zarazem konstruktorem wesołego miasteczka. Sam trochę godzin przy niej spędziłem ale nigdy nie przyszły mi na myśl zabawy tego typu ;)

wtorek, 3 listopada 2009

"Złota reguła"

Dzisiaj rozpoczynają się Klubowe Mistrzostwa Świata w siatkówce. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem gdzie dokładnie. Wiem tyle, że organizują je Arabowie. A jak Arabowie to oczywiście musi za tym stać kasa. Ich turniej musi różnić się od wszystkich bo przecież są wyjątkowi. Wpadli oni więc na pomysł, aby... zmienić zasady gry w siatkówkę!!

Według nowych zasad atak po przyjęciu zagrywki może być wykonany jedynie z drugiej linii. W praktyce oznacza to bezrobocie środkowych w ataku i ograniczenie ich roli do bloku (mają możliwość ataku tylko w kontrze, a i wtedy jest sporo innych wariantów rozegrania). Spada również rola przyjęcia, bo co za różnica czy jest idealne jak i tak trzeba rozegrać świecę na drugą linię gdzie czeka już podwójny albo potrójny blok.

Najśmieszniejsze jest to, że FIVB zgodziło się na taki eksperyment. Swoją drogą ciekawe co im Arabowie obiecali w zamian...

Jest godzina 16:32. Trwa drugi set meczu Skry Bełchatów z Al-Ali Zielona Budka (nie chce mi się sprawdzać jak oni się nazywają bo to totalnie bez znaczenia jest). Wygląda to kurde KOMICZNIE. Mecz totalnie bez tempa, emocji i efektownych akcji. Czytałem przedmeczowe wypowiedzi Stephana Antigi, który chce jak najszybciej zakończyć ten turniej, gdyż dla niego nie ma on nic wspólnego z siatkówką. Zgadzam się z nim w 110%!!!

Po pierwszym w miarę wyrównanym secie (wygranym przez SKRĘ), nasi pokazują teraz jak się gra w siatkówkę i wygrywają 12:3. Jednak nie będę oglądał tej farsy. Idę pograć w prawdziwą siatkówkę. Może nie na takim poziomie, ale prawie ;)

Prince of Persia: The Sands of Time Movie Trailer - Trailer

Zapewne każdy kojarzy kultową serie gier "Price of Persia". Tym razem będziemy mieli okazję podziwiać akrobatyczne umiejętności perskiego księcia na ekranach kin. Ekranizacja będzie efektowna a o to w tym wszystkim przecież chodzi :)
Zapraszam do obejrzenia oficjalnej zajawki filmu.


środa, 21 października 2009

The time has come

Stało się.
Osiągnąłem granicę magicznych 25 Buy-inów (czyli 625$ w tym przypadku), które ,jak mówi teoria, mają pozwolić mi na bezpieczną grę na kolejnym limicie. Zaczyna się już robić ciekawiej. NL25 to już coś. Może się trochę ociągam, bo pewnie już od dawna radziłbym sobie nieźle na tym limicie ale ja wolę się zabezpieczyć :P W końcu nigdy nic nie wiadomo ;) Ostatni tydzień, a nawet półtora, to upswing. Dla niewtajemniczonych chodzi o to, że wygrywałem non-stop. Szczęście odgrywało tutaj drugorzędną rolę. Polubiłem Full Tilt Poker i jak widać z wzajemnością :)
Teraz trzeba jeszcze powtórzyć teorię i do boju!!




PS. Wykres nie zawiera okresu kiedy przegrałem ok 50$ :P Dane są w Andrychowie, jak tylko wrócę to je dorzucę, żeby nie było, że tylko wygrywam

wtorek, 20 października 2009

Techno chicken

Czego to ludzie nie wymyślą.
Nie wiem jak Wam ale mnie się podoba!
Kreatywność na bardzo nieprzeciętnym poziomie.

poniedziałek, 19 października 2009

Świeża krew

A może by tak na trening piłkarskiej reprezentacji Polski (najbliższy pewnie za 2 lata) zaprosić takich "fristajlowców" ? Z pewnością nauczyliby czegoś naszych wielkich kopaczy. Niech ich chociaż zarażą pasją. Bo szczerze mówiąc to nawet tego chyba "naszym" brakuje ;)

niedziela, 18 października 2009

Kącik muzyczny

Zazwyczaj nie będę kopiował znalezisk innych "blogów" ale tym razem tak zrobię w drodze wyjątku :P

Dub FX - 'Rude Boy'





Żeby nie było, że kopiuje tutaj coś co znalazłem samemu.

Freestylers - Painkiller (Pendulum Remix)



piątek, 16 października 2009

God save the Queen.

Bynajmniej nie chodzi o królową brytyjską, której los szczerze mówiąc jest mi po prostu obojętny. Dla mnie słowo "Queen" oznacza tylko jedno - Freddie Mercury, Brian May, John Deacon i Roger Taylor. Nikogo tak nie cenię jak ich, a szczególnie Freddiego (Metallica to trochę inna sprawa, żeby nie było, że kogoś faworyzuję ). Moja fascynacja rockiem zaczęła się właśnie od Queen. Queen II, Sheer Heart Attack, A Kind of Magic, Innuendo oraz Made in Heaven to mój ulubiony zestaw płyt. Najlepsze jest to, że oni mieli słabej płyty! Na każdej był jakiś "hicior", mniejszy czy większy ale był. Ich koncerty przyciągały setki tysięcy widzów. Głos, urodzonego na ZANZIBARZE, Mercurego brzmiał na koncertach nawet lepiej niż na płycie. Pomimo tego, że to właśnie on był ikoną zespołu, bez pozostałej trójki nie zdziałałby tak wiele. Brian May jest jednym z nielicznych gitarzystów, który przez większość kariery gra na własnoręcznie skonstruowanym instrumencie Red Special a na dodatek jest doktorem astronomii.

Ale dlaczego piszę o Queen? Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą przecież jakim szacunkiem ich darzę. Wiedzą też, że lubię rankingi ;) Wpisałem więc w google "100 best rock singers". Co znalazłem ? Ano coś takiego:

100 Greatest Male Rock Singers

Lista 200 rockowych (szerokie pojęcie) wokalistów. Ciekawe są natomiast kryteria:
"These vocalists are rated by their ability, in their
prime, for vocal Control, Power, Range, Articulation, Phrasing,
use of Dynamics, Uniqueness, plus Impact & Influence"


Jak w RPG-u ;P Karta postaci i jazda.
Ale z jednym muszę się zgodzić. Numerem jeden jest FREDDY! Kto twierdzi inaczej niechaj spłonie czeluściach piekielnych czy coś w tym stylu ;)
Dla leniwych najlepsza 25-tka tego rankingu:

1. Freddie Mercury (Queen, Solo)

2. Jackie Wilson
3. Jeff Buckley
4. Sam Cooke
5. Robert Plant (Led Zeppelin, Solo)
6. Ian Gillan (Deep Purple, Solo)
7. Steve Perry (Journey, Solo)
8. Roy Orbison
9. Chris Cornell (Soundgarden, Temple Of The Dog, Solo)
10. Clyde McPhatter (Drifters, Dominoes, Solo)
11. Elvis Presley
12. Geoff Tate (Queensryche)
13. Marvin Gaye
14. Mike Patton (Faith No More, Mr. Bungle)
15. Bruce Dickinson (Iron Maiden, Solo)
16. Stevie Wonder
17. Ronnie James Dio (Rainbow, Black Sabbath, Solo)
18. Al Green
19. Tim Buckley
20. Tony Williams (Platters)
21. Rob Halford (Judas Priest)
22. Smokey Robinson
23. Curtis Mayfield
24. Roger Daltrey (The Who, Solo)
25. Roy Hamilton

Rankingi mają to do siebie, że są subiektywne. O ile z numerem jeden wszyscy się zgadzamy ;) to już na pewno się nie zgodzę z tym, że Chris Cornell jest lepszy od Presleya. Ale to już urok rankingów. Ciekawe są też pozycje np. :

44. Carl Wilson (Beach Boys)
55. Axl Rose (Guns N Roses)
70. Maynard James Keenan (Tool, Perfect Circle) - zdecydowanie za nisko!
71. Jim Morrison (The Doors)
77. Philip Anselmo (Pantera)- nie mam pojęcia czy za wysoko czy za nisko ;)
82. Bono (U2) - wystarczy mu :P
99. John Lennon (The Beatles, Solo) - hmmmm.....
101. Steven Tyler (Aerosmith)
130. Brian Johnson (AC/DC) - że co ??? 130 ??? bez jaj....
140. Ozzy Osbourne (Black Sabbath)
144. Roger Waters (Pink Floyd)
151. James Hetfield (Metallica) - no co?:P ważne że w pierwszej 200-tce
178. Johnny Rzeznik (Goo Goo Dolls) - kto to jest ?:)

Jakbyście mieli jakieś ciekawe rankingi to chętnie przejrzę. Oczywiście, tylko takie w których Freddie jest na 1 miejscu.

Freddie Mercury


LONG LIVE THE KING !!!

środa, 14 października 2009

Mr. analityst

Jest tak.
Na 99% będę analitykiem zajmującym się analizami ekonomicznymi technologii medycznych. Czemu na 99%? Bo nic nie jest pewne :P Firma, której nazwy na razie nie zdradzę dopiero powstaje, co może być nawet interesujące. W końcu byłem najlepszy ze wszystkich kandydatów ;) Od listopada szkolenie i mam nadzieje, że po 2 tygodniach zacznę pracę.
Muszę przyznać, że zaczynałem się irytować brakiem perspektyw. Fakt, że zawężałem swoje poszukiwania do pracy w zawodzie, co w przypadku mojej specjalności jest dość trudne ;) Jednak chyba się udało :P

To pierwsza sprawa.
Druga.
Zacząłem grać na Full Tilt Poker. Oj początki były tragiczne. Pierwszy raz w życiu wpadłem w typowy TILT i straciłem prawie 60$. Na szczęście szybko z tego wyszedłem i już jestem prawie na zero (z bonusem nawet na plus :D). Gra się trochę inaczej, ale zaczyna być przyjemnie. Mam wrażenie, że za mało się uczę grać a za dużo gram. Trzeba to zmienić bo niedługo może być trochę mniej czasu na pokera ;)

Trzecia sprawa.
Ciekawego wykładu sobie słucham.
W roli głównej .... O.S.T.R. czyli Adam Ostrowski na Uniwersytecie Łódzkim. Polecam wszystkim po ziomek mówi mądre rzeczy. Zawsze go ceniłem, jako człowieka i rapera.
W 100% się z nim zgadzam !!!

Pozdro ziomki !;]


niedziela, 4 października 2009

Sprzedam

Laney HCM65R Hardcore




-moc 65 W RMS
-głośnik 12" Custom Designed
-jedno wejście
-2 kanały (czysty i przesterowany z dwustopniowym przesterem)
-korekcja oddzielna dla każdego kanału - bas, środek, góra
-wbudowany efekt REVERB
-wejście CHINH do podłaczenia CD
-wejscie słuchawkowe
-wejście Footswitch
-wyjście do podłaczenia dodatkowej kolumny
-pętla efektowa do wpięcia procesora efektów

Wzmacniacz od 2 lat nieużywany (korzystam z innego). Jest w bardzo dobrym stanie. Kilkukrotnie używany na małych koncertach, do których w zupełności wystarcza. Bardzo przyjemny czysty kanał.

Najlepiej odbiór osobisty w Krakowie ale mogę też wysłać kurierem ok 20-25 zł.




Październik

Dawno mnie tu nie było.
Wrzesień był miesiącem bardzo dziwnym. Zaczęło się niezwykle interesująco od 5-lecia matury. Fakt, że przyszło sporo osób, 18 - a spodziewałem się mniej, spowodował, że impreza była naprawdę przednia. Nawet chyba się cieszę, że nie było nas więcej :) Elita bawi się najlepiej :P Zabawa trwała prawie 11 godzin, a odbywała się w 3 różnych miejscach. Rano się dziwiłem skąd mam 50zł w portfelu ale po pewnym czasie doszedłem to tego jak one się tam znalazły.

Następnie rozpoczęły się ważne dla mnie mistrzostwa Europy mężczyzn w siatkówkę. Oczywistym jest, że oglądałem każdy mecz :) Powiedziałem, że nasi zdobędą medal. Liczyłem po cichu na brąz szczerze mówiąc bo obawiałem się konfrontacji z teoretycznie silniejszą grupą (Bułgaria, Rosja, Serbia). A tu niespodzianka :P Meczu pół-finałowego nawet nie pamiętam. Szybkie 3-0 i Bułgarzy grają o 3-miejsce. Gdy okazało się, że Francja pokonała faworyzowaną Rosję widziałem już naszych ze złotymi medalami. Cały czas jednak starałem sobie powtarzać, że jeszcze musimy wygrać a z Francją gra się trudne spotkania. Finał rozpoczął się po naszej myśli. Pierwszy set, dreszczowiec, miał spory wpływ na przebieg spotkania. Niezawodny Gruszka kończył dosłownie wszystko :) W drugim secie denerwowałem się trochę mniej. Nasi grali jeszcze lepiej, a Francja lekko odpuściła. Ruciak dał świetną zmianę (nie zawsze duży jest lepszy :P ). Paradoksalnie najspokojniejszy byłem w secie 3 kiedy nasi dostali łupnia od "żabojadów". Spodziewałem się lekkiej zmiany obrazu gry Francji ale przy w miarę wyrównanym poziomie Polaków :P No nic. Pozostało czekać na czwarty, oby ostatni set. Od początku był wyrównany. To dobry znak. Nasi nie przegrywali ważnych końcówek w tym turnieju no i mieliśmy Gruszkę ;) Nawet Rouzier nie był w stanie grać na tak wysokiej skuteczności i posłał kilka piłek w aut. Swoją cegiełkę dołożył też Samica i było naprawdę dobrze. Końcówka punkt za punkt. Pierwszą piłkę meczową obronili Francuzi (ah ten Rouzier). Drugiej już nie dali rady. Na Gruszkę nie było sposobu ;) Po gwizdku skakałem z radości jak poparzony :) Czegoś takiego nikt się nie spodziewał ale o to w sporcie chodzi. Guma najlepszym rozgrywającym, a Grucha MVP. I tak ma być :D Może w końcu piłka nożna przestanie być sportem narodowym (choć samą piłkę uwielbiam to w polskim wydaniu jest ona żałosna).

Po tłustych latach przychodzą chude. Nadal nie mam pracy. W tym momencie czekam na odpowiedź od chyba 7 pracodawców. Byłem bardzo blisko ciekawej "fuchy" ale szczerze mówiąc nie wiem czemu jej nie dostałem. Poważnie, nie wiem :) Trudno się mówi. Może wyjdzie mi to na dobre. Jednak fakt bycia bezrobotnym bardzo mnie irytuje. Bardzo.

Wrzesień minął bardzo szybko. Zresztą jak całe lato. Niby nic ciekawego nie robiłem a tu nagle zimno na zewnątrz :/ Szkoda. Lubię lato ;) Kto nie lubi mógłbym zapytać. A są tacy :P Nie rozumiem ich ale są ;)

Z zespołem wznowiliśmy próby. Gramy też koncert. Poniedziałek (05.10) tam gdzie zawsze czyli w Indigo :P Chyba o 21. Zagramy 1-2 nowe kawałki także zapraszam :)

Napiszę coś niedługo.
Coś o Betfair Tradingu, który zwrócił moją uwagę.
Pozdro 600 ;)

czwartek, 3 września 2009

Cud nad Prądnikiem.

Ostatnio coś sporo o uzależnieniach.
Tym razem coś od czego jeszcze 10 lat temu praktycznie nikt w Polsce uzależnionym być nie mógł. Mianowicie Internet. Ka chciało, że w ostatni czwartek nasze źródełko przestało płynąć i zostaliśmy bezczelnie odcięci. Bo kto to widział, żeby biednym studentom/absolwentom Internet zabierać. Nie wiem, który sąsiad nas zablokował ale jak się dowiem to z pewnością przekona się jakim jestem gitarzystą i będzie znał wszystkie solówki Hammetta na pamięć :P

Wracając jednak do uzależnienia.
Po co ten Internet? Przecież nie żyjemy na Syberii czy w lasach amazońskich gdzie kontakt ze światem jest, delikatnie ujmując, utrudniony. Żyjemy w rozwijającym się kraju i w dodatku w XXI wieku. A tu jednak klops. Bo bez Internetu to nie wiadomo nic o transferach piłkarskich, ciężko śledzić kurs dolara i dodawać zdjęcia na naszej-klasie. Zastanawiam się jak to kiedyś było. Była telewizja, to chyba główne źródło informacji plus gazety. Maili nie było, była poczta. Gadu również. Jak ktoś miał coś ważnego do powiedzenia to dzwonił albo szedł osobiście. Trzeba było zapłacić, to szło się do banku. I był na to wszystko czas. Teraz wykonanie przelewu bankowego trwa minutę, wysłanie poczty też mniej więcej tyle. Wiadomości podane w dowolnej formie, audio/video/tekst, do wyboru do koloru. Porozmawiać możemy z każdym kto ma Internet. Mam wrażenie, że pomimo tego, że te podstawowe czynności zajmują o wiele krócej to człowiek ma mniej czasu na wszystko. Nie jestem jeszcze osobą, która na brak czasu może narzekać, ale po prostu takie mam zdanie. Za dużo spędzamy czasu na pierdołach! (teraz czekam na komentarze o tym, że sam tak robię :P )

Po kiego grzyba czytać każdego newsa na onecie czy pudelku (chyba, że się jest tak zagorzałym fanem Juventusu jak ja, wtedy cogodzinna wizyta na juvepoland.com nie jest niczym złym :P ), po co oglądać durne filmiki na youtube czy wreszcie po co przeglądać setki profili na nk? Pewne formy rozrywki odchodzą chyba w niepamięć. Nie znam dokładnych danych statystycznych, ale jestem gotów się założyć, że co raz mniej osób gra w gry planszowe. Jak je uwielbiam i wiem, że mogą dostarczyć masę zabawy. (dla tych, którzy jednak do dobrej zabawy potrzebują kilku promili we krwi polecam "Alkoholików z Catanu" :) gra jak na razie we wczesnych fazach projektowania ale możecie być pewni, że będzie to hit na miarę Monopoly ). Wystarczy się spotkać ze znajomymi, a na pewno urodzi się jakiś ciekawy pomysł. Nawet zwykła rozmowa, tylko nie przez gadu, jest lepsza od bezmyślnego klikania. Tak się chwilę zastanowiłem, że miałem w sumie pisać o uzależnieniu. Moment...tak, to jest tekst o uzależnieniu :P Myślałem, że już totalnie zboczyłem z tematu ale jest nieźle.

Najgorsze jest to, że sam jestem więźniem Internetu. Przez kilka dni byłem off-line i naprawdę momentami się nudziłem. Owszem znam inne zajęcia, czytałem książkę, grałem we wcześniej wspomniane gry planszowe, odwiedziłem znajomych, obejrzałem mecz Juve, grałem na gitarze, nawet odwiedziłem zoo. Sporo się tego nazbierało. Gdybym pracował prawdopodobnie mógłbym powiedzieć, że aktywnie (umysłowo i fizycznie) spędzałem czas. Jednak na chwilę obecną nadal jest mi mało, zawsze było ;) Teraz w końcu jest net, więc piszę o tym jak to jest jak go nie ma. Ciekawe...

czwartek, 20 sierpnia 2009

Czemuś się zirytował?!

Czasami bywa tak, że człowiek musi.
No po prostu musi dać wyraz swojej frustracji. W takich momentach nie ma nic lepszego niż głośne "K.... mać !!!!". Pomimo tego, że można zostać posądzonym o niezwykle wybuchowy temperament i brak siódmej klepki to uważam, że warto. Wyrzucić wszystko z siebie i zostawić za sobą. Ja taki moment miałem wczoraj. Nie będę przytaczał tego co spowodowało mój "wybuch" bo pewnie na nikim nie związanym z pokerem nie zrobi to żadnego wrażenia. Powiem tyle. Było 2,25% szans na to co się stało. I się stało i kosztowało mnie to 20$ :P Gdyby nie to, że szybko się odbiłem to chyba poszłyby w ruch talerze itp. Ale takie sytuacje mają miejsce i trzeba być na nie przygotowany. Raz na wozie raz pod wozem. Sami zobaczcie





Ważne żeby się nie poddawać i iść do przodu.
Nie chodzi oczywiście tylko o pokera. Akurat poker to najmniej ważna dziedzina mojego życia na obecny moment. Niby mam wiele do powiedzenia a jednak nie uważam bloga za odpowiednie miejsce na tego typu wypociny. Napiszę w najbliższym czasie coś lekkostrawnego :P

czwartek, 30 lipca 2009

Poker hands 2

To że dawno nic o pokerze nie pisałem nie oznacza, że nie gram.
Czemek gra i nawet dobrze mu idzie. Wczoraj przekroczyłem magiczną granicę 300$. Czuję, że zaczynam rozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Podstawy mam już chyba nieźle opanowane. Ciągle brakuje doświadczenia ale to przecież kwestia praktyki ;)
Najgorzej gra się z kretynami, którzy nie mają o pokerze zielonego pojęcia, a pieniądze się dla nich nie liczą. Będą "pushować" z byle asem i jeśli nie mam na nich pozycji od razu zmieniam stół. Nie ma co ryzykować i niepotrzebnie się denerwować. Lepiej grać spokojnie z normalnymi przeciwnikami i spokojnie ich ogrywać. Najwięcej pieniędzy straciłem właśnie grając z kolesiami, którzy nie wiedzą o co w tym wszystkim chodzi i mają od czasu do czasu szczęście ;)

Jednym z takich przykładów jest zamieszczone poniżej rozdanie. Nigdy w życiu nie postawiłbym go na rękę typu A3. Tacy gracze są z jednej strony totalnie nieprzewidywalni, ale z drugiej tak głupi, że jeśli tylko masz niezłą rękę to możesz być pewien, że ci się wypłacą ;)


Graj rękę
$0.05/$0.1 No-Limit Hold'em (6 handed)

Known players:

SB = ($10.08)
BB = ($10.93)
MP2 = ($11.52)
MP3 = ($4.86)
CO(Hero) = ($15.88)
BU = ($11.98)

Preflop: Hero is CO with 9, 9.
MP2 calls $0.10, MP3 calls $0.10, Hero raises to $0.60, 4 folds, MP3 calls $0.50.
Flop: ($1.45) 5, 7, 6 (2 players)
MP3 checks, Hero bets $0.90, MP3 calls $0.90.
Turn: ($3.25) 2 (2 players)
MP3 checks, Hero bets $1.50, MP3 raises to $3.36, Hero calls $1.86.
River: ($9.97) K (2 players)
Final Pot: $9.97.
Results follow:
Hero shows a pair of nines(9 9).

MP3 shows high card ace(3 A).
Hero wins with a pair of nines(9 9).

Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać momentu wejścia na NL25. Tam już będzie ciekawa gra. Ale póki co nie mam ani umiejętności a tym bardziej funduszy.
Trzymajcie za Czemka kciuki, żeby się nie wkurzał podczas grania jak nie idzie a na pewno będzie dobrze :]

poniedziałek, 20 lipca 2009

Nie dość, że bezczelny to jeszcze bezrobotny!

Cóż więcej dodać. Najwyraźniej taki już jestem :P
Dlaczego bezczelny? Bo nie ustępuję miejsca starszym osobom w autobusach. Tak przynajmniej stwierdził pewien pan, o wątpliwej dla mnie trzeźwości myślenia. Otóż jadę sobie autobusem miejski zadowolony z faktu, że udało mi się w końcu usiąść. Pomimo tego, że w środku było sporo osób to jak zwykle pozostało kilka wolnych miejsc. Jadę, jadę i dojechałem. Wysiadam. A tu nagle z pyskiem na mnie rzucił się wspomniany wcześniej jegomość. Pretensje, że mu miejsca nie ustąpiłem. To mu mówię, że to nie jest żaden obowiązek. Ten warknął jeszcze mocniej i usiadł na miejscu. Pokazałem mu jeszcze co o nim myślę i ruszyłem w swoją stronę. W sumie to powinienem mieć go gdzieś, i chyba mam ale denerwuję mnie niepisany krakowski zwyczaj : "Młody - stoi, starszy - siedzi". Też mam czasami ochotę sobie odpocząć, zrelaksować się i takie tam. Jak widzę staruszkę(ka) ledwo zipiącą(cego) to naturalnym jest, że ustępuję. Tyle o mojej domniemanej bezczelności.

A czy bezrobotny? Póki co tak :P Jakoś mi z tym dziwnie niekomfortowo, mam spore ambicję ale mam też problem z ich życiową implementacją :P Zobaczymy, może mi się poszczęści, ale szczęściu i tak trzeba pomóc ;)

O sobotniej imprezie nie będę pisał. Oj działo się działo. Zainteresowani dobrze wiedzą o czym mówię :p

Cya!!

środa, 15 lipca 2009

Pan magister

I po krzyku. 5 lat studiów minęło jak z bicza trzasnął. Nawet nie zdążyłem zauważyć jak zostałem magistrem. Z jednej strony cieszę się, że nie muszę już wkuwać niepotrzebnych wzorów i pocić się na egzaminach, ale z drugiej będzie mi brakowało totalnej beztroski oraz luzu. Na pewno swoje studia będę wspominał bardzo dobrze, żyłem jak prawdziwy student, no może aż tyle nie piłem :P

Wracają do samej obrony. Każdemu z Was, życzę takich egzaminów z całego serca! Atmosfera rodzinna, pytania niezwykle "przewidywalne" ;) Bardzo chciałem zostać dłużej i porozmawiać z komisją jednak prawdopodobnie komuś się spieszyło więc musiałem przerwać moją wypowiedź (która, nieskromnie dodam, mam wrażenie, że jako jedyna zaciekawiła komisje). Cała "akcja" trwała dosłownie 20 minut. Po krótkiej chwili ogłoszenie wyników i tak o to zostałem magistrem ekonomii z wynikiem bardzo dobrym. Mimo tego, że taka ocena prawdopodobnie na nic mi się w życiu nie przyda, to jednak cieszę się, że moje 5-letnie wysiłki zostały w pewien sposób nagrodzone :)

Wieczorem oczywiście odbyło się skromne świętowanie, po którym był obowiązkowy, aczkolwiek delikatny kac. Muszę przyznać że się starzeję, kiedyś po nawet niewielkiej ilości alkoholu rano umierałem a teraz taki "orzeźwiający" ból czachy i nic więcej. Już nawet upić się porządnie nie potrafię :P (25 lipca będzie prawdziwy test czy na prawdę tak jest).

Jeden etap się skończył, a kolejny zaczyna. Teraz trzeba gdzieś popracować i zobaczyć na co te studia się przydały. Przyznam szczerze, że trochę jestem "spękany", ale przecież jak nie ja to kto ;) Trzymajcie za mnie kciuki !




Mgr Maciek Wojewodzic z matką swoją ;)

czwartek, 9 lipca 2009

"Wsteczne odliczanie"

Poniedziałek 13.07.2009 godzina 11.15 sala Muzeum na UE w Krakowie.
Wtedy odbędzie się obrona mojej pracy magisterskiej. Mam nadzieję, że będzie to formalność szczególnie, że znam już ocenę jaką dostałem, ale pochwalę się dopiero po oficjalnych wynikach.
Trzymajcie kciuki.
Ostatni studencki weekend :(

wtorek, 7 lipca 2009

Czemuś nie pisał

Nie wiem za bardzo jak to się stało ale cały miesiąc nic nie napisałem. Nawet sporo się działo, może nie miałem głowy do tego. Nieważne. Teraz coś na skrobie.
Od dwóch tygodni mieszkam sobie z Krzychem na nowym mieszkaniu na Zdrowej (zapraszam serdecznie :P). Póki co jest nas tylko dwóch, ale w najbliższym czasie się to zmieni. Zrobi się tłoczniej, z czego się cieszę, bo tak momentami pustawo jest. Nie będę się chwalił jak się nam tutaj zajebiście mieszka :P Uwierzcie jest nieźle ;)

Praca magisterska oddana do obrony. Niestety kobitka z dziekanatu jeszcze nie dzwoniła z terminem obrony. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu będzie już pan mgr Wojewodzic ;) Jak mnie wtedy ktoś w knajpie o dowód zapyta to padnę ze śmiechu :P Rozważam też opcję pracy na uczelni, jutro się zorientuję jak to wygląda, może być ciekawie a pieniądze i tak przecież będę wygrywał grając w pokera ;)

Dla choć trochę wtajemniczonych. Mam na ręce asy (bullets ;)). Koleś przebija, ja 3-bet on call. Flop w stylu 247 bez drawów do koloru. Ja bet on call. Na turnie kolejna 2. Zostało mi mniej niż pot więc all-in. Stawiałem go na wysoką pocket parę 99,TT,JJ,QQ max. Sprawdził mnie. Na riverze dochodzi T, a on mi pokazuje TT... Myślałem, że się załamię ;) Dobrze, że grałem na niższym limicie :P

Wracając do real-life. Niby ekipa się podzieliła na 3 mieszkania, a i tak mamy do siebie max 15 minut drogi :) Przy okazji muszę się pochwalić moim wynikiem z systemu antyplagiatowego 3,5% i 0,0% :D Praca full-oryginał można powiedzieć :D Jak już się obronię to zamieszczę ją na necie jeśli oczywiście będzie taka możliwość.

Ostatnio ciekawie jest również na piłkarskim rynku transferowym. Real Madrid pod wodzą słynnego Florentino Péreza, odpowiedzialnego za Galacticos, znów buduje swój gwiazdozbiór. Najpierw Kaka, Benzema, a ostatnio prezentacja CR9. A już zaczynałem lubić Real :/ Nie trawię C. Ronaldo i tyle. Grać potrafi, jest prawie najlepszy na świecie ale nie ma psychiki wielkiego piłkarza. To nie jest prawdziwy idol. Piłkarz , który zamiast strzelać gole szuka na siłę faulu nigdy nie będzie naprawdę wielki. Zobaczymy kto jeszcze zasili szeregi Realu. Ribery, Villa ? Ja i tak wierzę, że Barca znów pokazę klasę i cieszę się z faktu pozyskania przez Juventus Diego, który będzie nowym Kaką ligi włoskiej. A podobno to okienko transferowe miało być ubogie ze względu na kryzys. Jak widać piłki nożnej on nie dotyczy.

czwartek, 11 czerwca 2009

Wesele

Spokojnie. Póki co nie moje ;)
Ostatni tydzień minął jednak właśnie pod znakiem wszystkiego co z weselami związane. Zaczęło się od koncertu w Indigo. Po raz fefnasty mieliśmy okazję przyczynić się do pogorszenia słuchu klientów baru poprzez nieustanne bombardowania ich uszu setkami "metalowy" decybeli. Co najśmieszniejsze chodziły głosy, że się podobało ;)
Jednak do rzeczy. Tak się złożyło, że był to 4 czerwiec (czerwca? nigdy nie wiem) czyli dwudziesta rocznica pierwszych częściowo wolnych wyborów do polskiego parlamentu. Spodziewaliśmy się sporej frekwencji i rzeczywiście nie zawiedliśmy się. Zaczęło się od niewinnego toastu wolnościowego, do którego przyłączyć się mogli jedynie ci posiadający wąsy. Na szczęście ci, którzy nie zostali przez naturę obdarowani bujnym zarostem jak i również kobiety miały szanse na darmowego drinka po przyklejeniu wąsów sztucznych. I tak kilkadziesiąt osób wzniosło w górę kieliszki z okazji, o której większość z pijących pewnie nic dokładnie nie wie bo po co :P
Ale skąd wzięło się aż tyle młodzieży w barze.
Otóż powód jest prozaiczny. WESELE.
Szczęśliwie pewna para postanowiła urządzić imprezkę weselną dla znajomych właśnie w Indigo (nie napiszę, że bar został wybrany przypadkowo ale to mało ważne). Również dobrze się złożyło, że państwo młodzi (Wasze zdrowie :D) są fanami rocka dlatego to cześć koncertu została zadedykowana specjalnie im. Co tu pisać więcej. Grało się genialnie. Momentami mogłem sobie odpocząć od mikrofonu gdyż bardzo już "cieplutcy" goście weselni raz po raz mi go zabierali i sami pokazywali jacy to z nich wybitni wokaliści :) Graliśmy same hiciory rockowe, Knockin` on the Heavens Door, Born to be wild, Whiskey in the Jar, Proud mary oraz Are you gonna be my girl to tylko kilka utworów przy których publiczność szalała. Brakowało tylko piszczących fanek i staników na scenie ale wszystko w swoim czasie.
Graliśmy i graliśmy, a końca widać nie było. Na szczęście po Masterze, który już totalnie zniszczył moje struny głosowe nastąpił definitywny koniec. Impreza trwała nadal a my przepijaliśmy pieniądze, które Staszek jakimś cudem wysępił od Angoli :)
Kto nie wierzy niech spojrzy:


W następnej części tygodnia temat wesel nadal za mną chodził. Tym razem dom weselny. Nie będę podawał szczegółów bo chyba póki co nie powinienem (mówię poważnie :P). Teraz się zastanawiam po co ja o tym wspominam skoro nie zamierzam pisać o detalach. No nic, zacząłem to teraz skończę. A skończę tak. Ma ktoś pożyczyć 300 tysięcy złotych? Obiecuję, że oddam za max 3 lata z dobrym procentem :P

Nie sposób nie wspomnieć w poście o pokerze. Mam ostatnio dobrą passę. Na PartyPoker z 50$ mam już 126$. Wczoraj "live" też coś wygrałem (byłoby mniej jakby Wiaro tego all-ina nie wszedł a przecież nie musiał bo powinien wiedzieć, że go sprawdzę tylko z lepszą ręką a 8 kicker to trochę mało :P, aha no i Efrem mnie też swoją szarmancką grał wspomógł finansowo, przy najmniej było ciekawie). Trzymajcie kciuki. Mam nadzieję, że za mały roczek będę mógł do mojego bankrolla dopisać chociaż jedno zero ;)

Over.

piątek, 22 maja 2009

Poker hands 1

Postanowiłem zamieszczać na blogu co ciekawsze rozdania z moich partii pokerowych. Jest pewna grupa, która powinna się zainteresować a mam nadzieję, że też wciągnę innych.
Zazwyczaj będą to bad beaty oraz good beaty plus ewentualnie jakieś ciekawe rozgrywki inspirujące do dyskusji.

Dzisiaj moja dosłownie pierwsza ręka na PartyPoker.
Będę wrzucał póki co screeny. Zastanowię się nad lepszą metodą w przyszłości:)



Link do forum PokerStrategy gdzie również zamieściłem tą rękę.

Zmiany

Zmiany są potrzebne. Do tego chyba przekonywać nie muszę. Oby jak najczęściej były na lepsze :)
Przede mną jeden z ważniejszych etapów. Kończę studia :( Praca magisterska jest już w zaawansowanym stadium, obrona pewnie w lipcu, więc trzeba się rozglądać za sposobem wykorzystania tej "wiedzy" jaką nabyłem na UE. Czasami zastanawiam się czy lepiej by było gdyby pracował już w czasie studiów. Znajduję argumenty za i przeciw. Nie wiem, których jest więcej ale na pewno nie będę żałował że wiodłem prawdziwie studenckie życie. W sumie to w przeciągu kilku następnych miesięcy okaże się czy dobrze zrobiłem;)

Póki co jestem na etapie zmiany mieszkania. Szczerze mówiąc całe życie mieszkałem z kimś w pokoju. Może dlatego do tej pory tak bardzo mi to nie przeszkadzało. Ale stary już jestem i trochę więcej prywatności by się przydało. Nie żebym narzekał na współlokatorów, bo tych mam ok, ale po prostu czas na zmiany :)
Zmienię też pewnie lokalizację. Zazwyczaj były to okolice Mogilskiego czyli ścisłe centrum. Teraz... kto wie. Uczelni już nie będzie. Zobaczymy gdzie będę pracował (chyba że do tego czasu wygram dużo pieniędzy w pokera).

Korzystając z okazji. Ogłoszenie.
Mam do oddanie 5 małych, ślicznych kociaków. Tak się złożyło, że któregoś pięknego dnia moja mama zauważyła w ogrodzie młode z matką. Nie wiemy jak się tutaj znalazły. Pewnie poszła plotka po okolicy, że lubimy koty i je karmimy :) W każdym razie jeśli macie ochotę i czujecie się odpowiedzialni do opieki nad którymś z nich piszcie do mnie :) Na dowód podaje linki do krótkich filmików (sorry za jakość nagrania).

KOTY 1
KOTY 2

PS. Gramy koncert we wtorek tylko kompletnie zapomniałem jak się knajpa nazywa :P Po tym koncercie robimy przerwę, a przy najmniej ja :]

czwartek, 7 maja 2009

I`m all-in !

Czemu all-in?
A czemu nie ??:D

"Wpadłem w sidła hazardu.
Koniec ze mną. Zaraz się zadłużę i będzie pozamiatane.
Sprzedam wszystko co mam i pewnie siebie kilkukrotnie żeby pokryć długi." - tak mógłby zapewne powiedzieć prawdziwy nałogowiec ale nie ja :P

Muszę jednak przyznać, że jest pewna gra hazardowa, która ostatnio kradnie mi sporo czasu z moje życia. Poker. Dla naprawdę zielonych nie chodzi o takiego co się karty wymienia. Chociaż prawdę mówiąc "rozbierany" poker ma coś w sobie.
Chodzi o Texas Hold`em No Limit, jedyna słuszna odmiana pokera !!!

Do niedawna sądziłem, że każda gra karciana zależy w większości od szczęścia (może poza brydżem). Teraz mam inne zdanie. Jak powiedział Doyle Brunson "Każdy ma takie same karty". Zgadzam się z nim w 100%. Mam ochotę napisać jakim to trzeba być, aby grać dobrze w pokera ale chyba się powstrzymam. Póki co nie będę nikogo pouczał. Sam się uczę. Jak się nauczę to pogadamy :D

Graliście kiedyś na pieniądze w karty? Z ludźmi ? Przy stole? Przez cały wieczór do późna w nocy? Nie ???? To najwyższy czas spróbować :) Dla zabawy, choćby za parę groszy ale świadomość tego, że to Twoje pieniążki sprawia, że człowiek się dwa razy zastanowi zanim podejmie ryzykowną decyzję. Najlepsze jest uczucie kiedy wygrywasz all-in`a, czyli grę za wszystko. Po prostu cud miód :)

Podaj teraz kilka linków do ciekawych stron związanych z pokerem.
Może kogoś zainteresuje.
Szczególnie polecam High Stakes Poker. Dopiero tam widać co znaczy prawdziwy poker za duże stawki!



HIGH STAKES POKER


Bardzo ciekawa strona, z której korzystam. Mnóstwo lekcji, filmików oraz możliwość otrzymania 50$ do gry :) Sam tak zrobiłem:P

POKER STRATEGY

I serwis, na którym obecnie gram.

PARTY POKER

sobota, 25 kwietnia 2009

I`m back

Czemu mnie tak dawno tutaj nie było.
Bardzo dawno. Muszę nadrobić zaległości.
Nie wiem czy to pogoda za oknem sprawia, że nie chce mi się pisać i znajduję sobie inne zajęcia, w każdym razie świeci tu pustkami.

Nie mam ostatnio nastroju na poruszanie "ciężkich" tematów.
Zacznę od tego co się u mnie dzieje.
Po pierwsze
Najpierw sprawa nieszczęsnego PKS czyli Przeglądu Kapel Studenckich. Mimo Waszej pomocy, za którą dziękujemy, nie udało się nam awansować do finałowej 10. Głównie dlatego, że strona muzzo.pl jest, delikatnie mówiąc, niedoskonała. Zwycięskie zespoły oszukały pisząc bota, który głosował za nich. Mam nadzieję, że dostali baty od sędziów na finale :)

Po drugie.
Z drużyną AZS`u UEK niestety nie awansowaliśmy do finałów w Poznaniu. W meczu o wszystko trafiliśmy na AZS AWF i nie daliśmy rady. Wiele czynników złożyło się na naszą przegraną, ja winię słabą taktykę i brak zaangażowania. Ale mówi się trudno. Przy najmniej mam "wolny" weekend majowy.

Po trzecie
Gramy koncert w najbliższy poniedziałek czyli 27 kwietnia gramy koncert w klubie Indigo (czyli tam gdzie zazwyczaj ;). Zapraszamy serdecznie, wstęp oczywiście wolny :D Mam nadzieję, że po koncercie razem się napijemy :)

W najbliższym czasie napiszę coś o muzyce. Może kogoś zainteresuję ;)
Tymczasem cya!!

czwartek, 2 kwietnia 2009

Seed na PKS

Powiem tylko tyle :D

GŁOSUJCIE NA NAS !!!

http://pks.muzzo.pl/

Reszcie możecie dać 1 :P:P

środa, 1 kwietnia 2009

Akcja na Muzzo.pl

Rodacy.
W związku z tym, że zespół Seed bierze udział w Przeglądzie Kapel Studenckich (PKS) mam do Was prośbę. Z masy uczestników zostaliśmy zakwalifikowani do drugiej dziesiątki czyli czeka nas tzw. dogrywka. Tutaj już sporo zależy od słuchaczy, czyli Was :)
Jeśli choć trochę podoba się Wam to co robimy to oddajcie na nas głos :D
Obiecujemy, że w finałowym występie damy z siebie wszystko !!!

Portal INTERIA.PL


PS. To nie jest prima-aprilisowy żart :P

środa, 25 marca 2009

Hellyeah!!!

Nareszcie!
Po kilku tygodniach do naszych (zespół Seed) trafiły 4 świeżutkie jak bułeczki nagrania :)
Jak ja się nie mogłem tego dnia doczekać. Śniły mi się różne dziwne rzeczy :P Odliczałem godziny do 19.00 w poniedziałek :D
Pomimo okropnej pogody humory nam dopisywały. Tak bardzo że po drodze z autobusu do studia 1/3 wiśniówki magicznie zniknęła.
Gdy tylko z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki naszych utworów wiedziałem, że będzie pięknie. Zaczęliśmy słuchać najpierw własnych kompozycji a na deser zostawiliśmy sobie All Nightmare Long. Ale był czad !!!
Niesamowite uczucie. Słuchaliśmy tego w kółko szukając choćby najmniejszych niedociągnięć. Praktycznie nic nie znaleźliśmy bo tak zajebistą robotę zrobił Paweł (jesteś wielki!!! :D)

Miejsce, w którym się znajdowaliśmy charakteryzowało się głównie tym, że autobusy powrotne jeździły co godzinę:P Dlatego mieliśmy trochę czasu na spacerek.
Ale gdzie by tu iść? Jak to gdzie ? Na Magiczne Wzgórze :D
Otóż w Węgrzcach jest przystanek, który dokładnie się tak nazywa. Grzechem byłoby nie odwiedzić tego miejsca. Poszliśmy tam na czuja. Było zimno i padało. Ale co z tego. Nic nie było w stanie zepsuć nam humoru. Dosłownie nic !!
Magiczne Wzgórze okazało się być osiedlem apartamentowców położonym w dość ciekawym miejscu (trzeba tam iść za dnia!) ale zobaczyć trzeba było.

Od razu chcę przeprosić, że jeszcze nie wszystkim przysłałem nagrania. Poprawię się :)
Teraz wypadałoby nakręcić jakiś teledysk :D
Najlepiej mnóstwo pół (albo najlepiej całych) nagich kobiet, sportowe fury i łańcuchy bo przecież to się na pewno sprzeda ;)
Jakbyście mieli jakieś pomysły to chętnie posłucham :D:D

Poniżej zamieszczam linka do wrzuty gdzie są wszystkie 4 utwory.
Jeszcze link do YouTube jeśli chcecie przy okazji kilka zdjęć zobaczyć.

Dzięki wszystkim za pomoc i inspirację (szczególnie za tytuł Vampirize me ;). Będzie więcej !!!

Muzyka na Wrzuta.pl
Vampirize Me na YouTube

do pobrania
Paczka na Rapidshare

niedziela, 15 marca 2009

Almost perfect weekend

Co za weekend.
Dawno nie było tak udanego końca tygodnia w moim wykonaniu.
Piątek stał pod znakiem koncertu.
Tym razem zagraliśmy w maleńkim klubie Kornet, który mieści się dokładnie na przeciwko kina Kijów.

Nie było podniecenia, pośpiechu. Chciałem to zrobić na luzie i w pewnym chociaż stopniu profesjonalnie. Troszkę się podłamałem gdy zobaczyłem jak mały jest ten lokal. Ale dla chcącego nic trudnego. Rozłożyliśmy sprzęt, krótka próba i jedziemy. Nie było tłumów :P Nie to co w Indigo ale i tak kto miał być to był za co Wam dziękuję.
Atmosfera bardzo swojska. Zero stresu. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie sprzęt.
"Złośliwość rzeczy martwych". Młodemu podczas naszego ulubionego "All Nightmare Long" spadł hi-hat i do dwukrotnie :/ Nie przestaliśmy grać ale efekt nie był najlepszy :)
Reszta poszła bardzo dobrze. Szczególnie Master wymiatał :P Aha, w końcu się dobrze słyszałem dlatego było całkiem nieźle z wokalem :P:P
Czy 13 w piątek wpłynął jakoś na nasz koncert? Na siłę można by podciągnąć te nieszczęsne talerze ale przecież shit happens.

Następnego dnia, czyli wczoraj, zaplanowany był finał Małopolskiej Ligi Akademickiej w piłce siatkowej. Tak się składa, że mam zaszczyt być członkiem tej ekipy od 4 lat:)
Do finału przystępowaliśmy jako jedyna niepokonana drużyna. Naszym przeciwnikiem był AZS AGH, który, ku zaskoczeniu wielu, pokonał w półfinale mocno faworyzowany AZS AWF. My jednak nie boimy się nikogo:) Mecz został rozegrany na hali Politechniki Krakowskiej a jego początek zaplanowany był na godzinę 16. Porządna rozgrzewka. Chwila czasu na przyzwyczajenie się do kamer krakowskiej telewizji :P i jedziemy z koksem :D

Jakby ktoś jeszcze nie wiedział to gram na libero :P
Mecz rozpoczął się fantastycznie dla nas! Wychodziło dosłownie wszystko. AGH nie miał żadnego pomysłu na grę. Brakowało przyjęcia, zagrywki i kończących piłek. Gdy było 15:5 wiedziałem, że pierwszy set jest nasz. Rzeczywiście tak było. Wygraliśmy 25:12. Pewne było, że AGH tanio skóry nie sprzeda. Drugi set to już inna historia. Punkt za punkt. Wyrównana walka. Kilka błędów w ataku z naszej strony i AGH wyszedł na prowadzenie. Nie na długo. Wzięliśmy się w garść. Blok zaskoczył i już było dobrze. Końcówka nerwowa. Na szczęście zwycięska dla nas! 26:24. Jesteśmy o krok od mistrzostwa.

Trzeci set podobny do drugiego. Znowu przez środek seta przegrywaliśmy. Ale co to znaczy motywacja. Wyjaśniliśmy sobie co nie co i od razu było lepiej! Kilka bloków, udane kontry i to my mieliśmy piłkę meczową. Niestety atak w aut. Ale gramy dalej. Druga meczówka znowu nie skończona. Do trzech razy sztuka! Udało się. Wygraliśmy!
27:25 z tego co pamiętam :) Dotychczas zajmowaliśmy dwa lata z rzędu drugie miejsce. W zeszłym roku brakło jednego seta. Szybki uścisk dłoni z przeciwnikiem i można świętować :D W szatni czekał szampan, a potem na piwko do jazz clubu. W końcu byłem zadowolony z mojego występu. Przyjmowałem jak należy. Na tyle dobrze, że później już mnie próbowano omijać w zagrywce ;)

AZS UEK MISTRZ MISTRZ MISTRZ !




To nie koniec weekendowego szaleństwa. Wieczorem w sobotę grał Juventus. Nie mogło być inaczej i mecz zakończył się zwycięstwem Starej Damy 4:1, chociaż do przerwy Bologna sensacyjnie prowadziła. Jedziemy dalej z tymi sukcesami:P
Dzisiaj rano grałem w nogę i strzeliłem 10 goli :) Chyba nieźle ?

Przepraszam, że się tak przechwalam ale dawno takiego weekendu nie miałem :D
Mam nadzieję, że będzie tak częściej :D

PS. Do pełni szczęścia brakuje porażki Interu z Fiorentiną. Trzymajcie za fioletowych kciuki ;)

środa, 11 marca 2009

Znalezione niekradzione

Wczoraj był jeden z tych dni, kiedy czekam jedynie na godzinę 20.45. Gdy tylko otworzę oczy zaczyna się, jakby to powiedział śp. Zdzisław Ambroziak, "wsteczne odliczanie". O co chodzi? Oczywiście o UEFA Champions League!!! Smaczku dodawał fakt, że grał mój Juventus. Szczerze nie liczyłem na wiele, biorąc pod uwagę obecny stan kadrowy zespołu i wręcz żałosną formę postanowiłem nie podchodzić to meczu z hurra-optymizmem. Ale nadzieja i wiara zawsze jest :)

Mecz miałem wraz z kumplami i członkami fanklubu JuvePoland obejrzeć w Sport Pub`ie. Jedynej znanej mi knajpie dość mocno związanej z moją uczelnią. Jednak miejsca było mało i postanowiliśmy zmienić lokal. Padło na Rooster ;) Chyba nie muszę mówić dlaczego :P

Po drodze spotkała mnie miła niespodzianka. Idąc ulicą Lubisz, zauważyliśmy z B. kobietę wsiadającą do samochodu. Nic w tym dziwnego oprócz faktu że na masce znajdowało się małe, tekturowe pudełko. Kobieto o nim najwyraźniej zapomniała i nawet po ruszeniu nie zorientowała się, że czegoś brakuje. Pudełko spadło a ona odjechała. Nie zastanawiając się podniosłem je. Było otwarte a w środku znajdował się....oryginalny Windows XP Home :) Zastanawiałem się co z tym zrobić. Przecież nie pójdę na policję :P Tym właśnie sposobem stałem się szczęśliwym posiadaczem oryginalnej kopii Windows`a. Czego to człowiek na ulicy nie znajdzie...

Niestety reszta wieczoru nie była tak udana. Juve po zaciętej i ambitnej walce odpadło z Ligi Mistrzów. Trudno się mówi i gra się dalej. I tak zawsze będę im kibicował choćby spadli nawet do Serie C.

FORZA JUVE




piątek, 6 marca 2009

Polish Cherry Friday Night

Hellyeah!!!

Czemuś zorganizował po raz pierwszy na nowym mieszkaniu kolejny odcinek niekończącej się sagi o trzech wędrownych bardach, którzy swą improwizowaną muzyką sprawiali, iż całe zło, które zalęgło się w Shire znikało niczym plama po użyciu nowego zajebistego wybielacza Durczok. Czyli "Polish Cherry Friday Night".

Z cyklu przekarykaturyzowany świat:

Cz:
-Jak to fajnie że James Hetlied się w ogóle urodził.
S:
-Gdyby nie Hetfield to ja nie wiem, kim bym w ogóle był.
-Zawdzięczam mu połowę mojego życia.
-Gdyby nie on byłbym pewnie amatorskim koszykarzem słuchającym The Roots.
W:
-Ja byłbym pewnie grzecznym, ułożonym chłopcem jak Adaś.
Cz:
-Ja pewnie chodziłbym co tydzień do Energy.
...
...
...
S:
-No dobra, Ty mu zawdzięczasz najwięcej :D


Wiecie jak Google Translator tłumaczy "Czemysław Jakiemuś prezentuje":
-Czemysław to some shows.

Dobrze, że nie do 'all shows' bo to już delikatna przesada by była.

Od dzisiaj mam drugie imię:
"Czemysław TUSAM Jakiemuś"




Ici Nalać. Ici "Rozlej" Nalać.

A co znaczy "Smylek lubi jeść kupe" po angielsku?
"Smylek likes to eat kúpe"...

Batory, Batory!!!
Join`t me :)

And then the holy warrior came to me
He was like an angel sent only for me
He must kill the cruel dragon
With his sword of glorious destiny

On a long journey he must go
On his path of destiny
Till the treasure he might find
And the dragon says : -Batory, batory!


Co wygrywa ?
Słońce czy mrówkojad ?????

Jak to teraz czytam to nie mogę uwierzyć, że sam takie farmazony mówiłem :P
Ale trudno, zostaje jako pamiątka :) Idę spać bo późno (3:30) :D

środa, 4 marca 2009

SEED w studio

Stało się.
W końcu trafiliśmy do studia.
Cel -> nagrać 4 utwory (3 własne kompozycje + 1 cover niespodzianka)

Zawsze zastanawiałem się jak to jest nagrywać w profesjonalnym studiu. Ciężko to opisać. Szczerze mówiąc ja mógłbym tak spędzić resztę swojego życia. Przecież nie ma nic lepszego od robienia tego co się kocha i dostawania za to pieniędzy :). Przejdę do konkretów. Na nagrania mieliśmy przeznaczyć 4 dni i teraz już wiem, że się wyrobimy. Pierwszego dnia trzeba było nagrać perkusję. Tutaj pole do popisu miał Młody. Słuchawki na uszy, metronom włączony, pilot grany na gitarze i jedziemy :D Jak myślicie ile nam zajęło nagrywanie perkusji do 4 utworów? O dziwo mało. Jedyne 8 godzin z małymi przerwami. Teraz już wiem dlaczego płyty powstają miesiącami, a nawet latami.

Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane gitary rytmiczne czyli coś co tygryski lubią najbardziej :P Mesa Boogie + mój LTD FX-400 z przetwornikami EMG81 i EMG60 to prawie zestaw, na którym grał James Hetfield na Czarnej płycie. To musi brzmieć pięknie!!!
Sama radość grać na takim sprzęcie. Nagrywanie rozpoczęliśmy od naszego covera. Chyba nie zdradzę jaki to utwór póki co :) Potrzymam w niepewności :P Powiem, że jest szybki (180bpm) i długi. Grałem go chyba z 5 razy + kilka małych powtórzeń. Wyszło super chociaż ręka bolała.
Potem kolejne utwory "Bad trip" - tutaj grał Wiaro. "Vampirize me" - ja. "Illusion" - tutaj z tego co pamiętam to po połowie graliśmy. Kolejne 8 godzin z życia wyjęte. Efekt co najmniej satysfakcjonujący. Szkoda, że nie mam takie go studia na własność i nie znam się na tym dobrze bo od razu brałbym się za solową płytę :P

Dzisiaj był jednak dzień sądu. Wokale. Stresowałem się tak bardzo, że musiałem zabrać ze sobą wiśniówkę w piersiówce na rozluźnienie. Pomogło. Pomógł, również fakt, że oprócz Pawła (naszego producenta) nie było nikogo z zespołu. Nie czułem presji :) Wszystko poszło sprawnie i bez problemów. Jednak jak nie gram na gitarze, słyszę się dobrze i mam komfortowe warunki, to nawet potrafię czysto zaśpiewać ;) Pewnie nie wszyscy w to uwierzą ale tak było! Z resztą ok 23 Marca wszystko będzie jasne. Już się kurde nie mogę doczekać !!! Póki co jednak muszę się skoncentrować na mniej ciekawych sprawach jak praca magisterska :( Trzymajcie kciuki za moją motywację :P !!







niedziela, 1 marca 2009

Dnia pewnego jesiennego

Wczoraj napisałem wiersz. Nie myślcie, że nagle odkryłem w sobie poetę bo to nie tak.
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Tak też jest w tym wypadku. Tematem konkursu, w którym do wygrania jest 4-cyfrowa sumka, jest "laserowa korekcja wzroku" i jej wpływ na nasze życie. Rzadko biorę udział w takich konkursach dlatego postanowiłem się podzielić tym co stworzyłem. Chciałem podejść do tematu trochę nietypowo i nie pisać zwykłego opowiadania. Sami oceńcie tylko proszę pamiętajcie, że to mój pierwszy w życiu twór literacki i jego konstrukcja zajęła jedynie dwie godziny.

Enjoy:)

Dnia pewnego jesiennego, grzybobrania przyszedł czas

Wioska cała, bez wyjątku, na zawody poszła w las

Szlachta przodem wiodła prym, dumnie i z godnością wielką

Przez zarośla i gęstwinę, co dla wielu było męką

Wśród nich cudna Telimena, przyodziana w piękne szaty

Z głową w chmurach zawieszoną, śliczna niczym polne kwiaty

Towarzyszył jej Tadeusz, znany z sokolego wzroku

Który grzybów nawet szukał, kiedy było już po zmroku

Zapatrzony w Telimenę, w jej rozkosznie lśniące włosy

Swej uwagi nie śmiał zwrócić, na kwitnące obok wrzosy

Ona jednak roztargniona, oczka swe mrużyła czasem

Jakby ścieżki nie widziała, idąc tym dębowym lasem

Nieopatrznie zahaczyła swą sukienką sosny gałąź,

Gdyby nie młodzieńca pomoc, oj nieszczęście by się stało

Patrząc w oczy jej zielone, spytał czule, bez pośpiechu:

„Telimeno, moja droga, pozbawiłaś mnie oddechu

Serce moje jak szalone, biło w trosce przerażone

Nie widziałaś tych gałęzi? Były przecież obnażone.”

Rumieńcami się pokryły jej policzki, łzami oczy:

„Ach dziękuję Ci za troskę, chłopak z Ciebie jest uroczy

Już od dawna, wzrok mój stwarza niepotrzebne mi problemy

Od obrazów tych zamglonych nabawiłam się migreny

Różnych leków próbowałam, maści, kremy – nic nie działa

Powiedz, że Ty znasz osobę co by pomóc mi zechciała?”

Uśmiech naglę się pojawił na chłopaka smutnej twarzy

Wiedział on, że jest we wiosce ktoś kto pomóc się odważy

„Czemuś wcześniej nie pytała? Czemuś cicho zawsze była?

Matka moja problem miała i u niego się leczyła

Okulista się nazywa, mieszka gdzieś na skraju pola

Jakżem mógł nie zauważyć jaka ciężka jest Twa dola?”

Wnet nadzieja w sercu panny pojawiła się iskrząca:

„Czy on sprawi, że jak dawniej będę daleko widząca?”

„Swym laserem czarodziejskim on odmieni Twoje oczy

Żadna w lesie tym zaklętym gałąź Cię już nie zaskoczy

Nie trać czasu więc kochana, i czym prędzej tam się udaj

Zaraz za tym dębem w lewo, aż się skończy długi gaj”

Ucieszona jego radą wyruszyła tam niezwłocznie

Niczym młoda antylopa, biegła poprzez łąki skocznie

Gdy przybyła w sercu swoim, czuła nagłe podniecenie

Czy naprawdę moje oczy znowu będą jak marzenie?

Okulista ją przywitał i wprowadził w progi skromne

Kawą pyszną poczęstował, i o stresie dał zapomnieć

„Moja droga Telimeno, wzrok Twój wnet trza zreperować

Połóż się wygodnie tutaj, a ja zacznę korygować

Laser Ci nie zrobi krzywdy, jedna chwila, załatwione

Twoje oczy są jak nowe, niczym nowonarodzone

Przez dni kilka odpoczywaj, wzroku lepiej nie przemęczaj

Byś za tydzień widzieć mogła, jaka piękna jest tu tęcza”.

Łzy w jej oczach zabłyszczały, chciała płakać i dziękować

Nigdy w życiu nie sądziła, że ją można uratować.

Po tygodniu przyszedł znowu grzybobrania znany czas

Telimena z Tadeuszem, razem wnet skoczyli w las

Żaden grzyb się nie mógł ukryć, przed jej wzrokiem niebywałym

Wszystkie, nawet te najmniejsze, wyższość uznać jej musiały

Lecz nie tylko grzybów kręgi, widzieć mogła jak na dłoni

Gdy się chmury rozstąpiły, kiedy świat się jej odsłonił

Tadeusza piękny uśmiech, jego oczy i ramiona

Oczarował ją bezkreśnie, niczym prądem porażona

Podskoczyła krzycząc głośno: „Jam jest Tadku Twoja żona!”.

piątek, 27 lutego 2009

Horyzonty - Def Leppard "Songs from the Sparkle Lounge"


Czemu Def Leppard?

Na początek garść niezbędnych informacji o zespole. Powstali w Wielkiej Brytanii, a konkretniej w Sheffield, w 1977 czyli w czasie gdy powstawała tzw. "Nowa Fala Brytyjskiej Heavy Metalu". Ich muzykę można po określić jako hard rock z elementami heavy metalu, harmonicznym śpiewem oraz melodyjnymi partiami gitarowymi.

Teraz coś o samym albumie. "Songs from the Sparkle Lounge" to dziesiąty studyjny album Def Leppard. Od wydania ostatniego albumu "X" ("Yeah!" nie liczę, gdyż zawierał tylko covery) minęło aż sześć lat. Czy warto było czekać? Sądząc po wynikach jakie osiągnął krążek (5 miejsce na liście Bilboard 200 oraz 55 000 egzemplarzy sprzedanych w niecałe trzy tygodnie od premiery w samych Stanach Zjednoczonych) tak.

Album rozpoczyna wg mnie najlepszy na płycie utwór "Go". Niezwykle energetyzujący, z ciekawą kompozycją i świetnym wokalem. Już tutaj słychać, że progresywne granie nie jest Def Leppard obce. Mocne, basowe riffy i interesujące solówki bez wątpienia stawiają poprzeczke niezwykle wysoko. Niestety nie wszystkie utwory z dalszej części albumu są wstanie ją przeskoczyć.

Słyszeliście kiedyś AC/DC?
Jeśli tak to "Nine lives" dokładnie tak brzmi. Gdy tylko usłyszałem pierwsze sekund na myśl przyszedł mi utwór "Stiff Upper Lip". Sami sprawdźcie.
"C`mon C`mon" to bardzo prosty, wręcz taneczny kawałek o banalnym tekscie.
Następnie mamy "Love" czyli jak powinna wyglądać ballada rockowa. Jeśli ktoś nie jest pewien, powinen dobrze się temu przysłuchać gdyż utwór zawiera dokładnie wszystko co powinna mieć romantyczna rockowa piosenka. Trochę kojarzy mi się z Queen "Made in Heaven", ale tylko trochę ;)
Następne trzy utwory to bardzo przeciętne granie. Nawet wpadają w ucho ale tylko po to żeby po chwili z niego wypaść. Idealnie nadają się na czołówkę amerykańskiego filmu o nastolatkach lub studentach. "Only the good die young..."
Na szczęście pojawia sie "Bad actress". Brzmi prawie jak rock&roll. Idealny do zabawy. Niesamowicie pozytywny. Brawa dla Def Leppard
Dwa ostatnie utwory to znowu przeciętniaki. Nic charakterystycznego w nich nie ma. Po prostu solidne hardrockowe granie.

To co teraz powiem pewnie wielu zaskoczy, ale jest prawdą.
Perkusista zespołu, Rick Allen nie ma lewej ręki. Stacił ją w wypadku samochodowym 31 Grudnia 1984 roku. Rick nie poddał się. Postanowił w większym stopniu wykorzystać do gry nogi i stworzył własny zestaw perkusyjny umożliwiający mu dalszą grę.
Przyznam się, że przed przesłuchaniem płyty tego nie wiedziałem. Rick jest świetny, na płycie również daje czadu i w ani jednym momencie nie przyszła mi do głowy myśl, że coś jest z tymi bębnami nie tak. Brawa dla tego pana.

W mojej skromnej opinii 7/10.
Nie jestem wielkim fanem tego zespołu i pewnie nigdy nie będę, ale na pewno nie przejdę obojętnie obok żadnej z ich płyt. W końcu nie bez powodu sprzedali już ponad 65 milionów płyt. Są legendą, i zawsze nią będą bez względu na to jakie kto ma upodobania.

# Tytuł Autorzy Czas trwania
1. "Go" Phil Collen, Joe Elliott 3:21
2. "Nine Lives" Collen, Elliott, Tim McGraw, Rick Savage 3:32
3. "C'mon C'mon" Savage 4:09
4. "Love" Savage 4:17
5. "Tomorrow" Collen 3:35
6. "Cruise Control" Vivian Campbell 3:03
7. "Hallucinate" Collen 3:17
8. "Only the Good Die Young" Campbell 3:34
9. "Bad Actress" Elliott 3:03
10. "Come Undone" Elliott 3:32
11. "Gotta Let It Go" Campbell 3:55

Koncert "Seed" w Indigo

Jest już piątek więc od poniedziałkowego koncertu minęło już kilka dni, lecz to pierwszy moment, kiedy mogę spokojnie opisać co się wtedy działo.

Dla niewtajemniczonych, "Seed" to nazwa zespołu, którego jestem dumnym członkiem:)
Gram na gitarze i staram się udawać, że śpiewam, co czasami wychodzi ale jednak częściej nie.
Wracając jednak do samego koncertu.

W klubie Indigo gramy po raz trzeci. Najwyraźniej jesteśmy tam lubiani. Miejsce bardzo przyjemne, typowa krakowska knajpa z podziemnym klimatem. Ludzie niezwykle przyjaźnie nastawieni, więc granie tam to czysta przyjemność.
Nie byliśmy jednak w 100% przygotowani do zagrania kilku kawałków, gdyż zabrakło czasu na próby (trochę z naszej winy). Pomimo tego wychodziliśmy na scenę pełni optymizmu.
Publiczność to w przeważającej większości znajomi, ale muszę przyznać, że było też kilka osób, których wcześniej na oczy nie widziałem.

Grać zaczęliśmy o 21 z minutami (trzeba dać na siebie czekać :P). Koncert planowo miał się składać z 3 części czyli mniej więcej 14 kawałków. Poniżej lista utworów, które graliśmy (mam nadzieję, że się nie pomyliłem).
  1. Godsmack "Vampires"
  2. Illusion "Nóż"
  3. Seed "Illusion"
  4. Seed "It`s yours"
  5. Creedence Clearwater Revival "Proud Mary"
  6. Seed "Bad trip" - koniec pierwszej części
  7. Metallica "Seek and Destroy"
  8. Metallica "Whiskey in the jar"
  9. Metallica "Harvester of sorrow"
  10. Stepenwolf "Born to be wild"
  11. Billy Idol "Rebel Yell"
  12. Metaliica "Suicide and redemption" - "All nightmare long" - koniec 2 części
  13. Limp Bizkit "Faith"
  14. Metallica "Master of puppets"
  15. Metallica "All nightmare long".
Nie wiem ile to dokładnie trwało, ale na pewno ponad 1,5 godziny. Niektóre utwory, wypadły lepiej inne gorzej. Z mojej strony żałuję, że po pewnym czasie siadł mi głos. Głównie ze zmęczenia, mało jadłem tego dnia. Nie było tragicznie, ale do poprawności do daleko brakowało.
Zadowolony jestem jednak szczególnie z technicznej strony koncertu. Nie ustrzegliśmy się kilku drobnych błędów, co jest przecież nieodzownym elementem rockowego koncertu ale cała reszta wyszła naprawdę dobrze. "Master of pupptes" oraz "All nightmare long" to niezwykle szybki i trudne utworu ale daliśmy radę. Smylek od grania na basie miał gigantyczne odciski :)

Z reakcji publiczności wnioskuję, że się udało więc chyba nie jest źle chociaż zawsze może być lepiej. Gramy dla przyjemności i mam nadzieję, że tak zostanie (przy najmniej ja tak chcę).
Poniżej kilka zdjęć z koncertu.




poniedziałek, 16 lutego 2009

Z cyklu "Horyzonty" - Filter " Anthems For The Damned"


Od pewnego czasu noszę się z zamiarem spróbowaniu moich sił w pisaniu recenzji albumów muzycznych. Jako, że muzyka jest niezwykle ważna w moim życiu postanowiłem poszerzać swoje horyzonty i słuchać jak najwięcej. Bezsprzecznie najsilniej związany jestem z muzyką rockową, dlatego zazwyczaj recenzje będą dotyczyły płyt z taką właśnie muzyką. Nie zabraknie jednak na pewno innych gatunków, które lubię, i o których mam chociaż pewne pojęcie. Nigdy wcześniej nie pisałem recenzji, więc bądźcie wyrozumiali. Mam nadzieję, że z czasem się rozkręcę.

Moją dziewiczą recenzją będzie Filter "Anthems for the damned".
Kapela na polskim rynku mało znana. Powstała w 1993 roku w USA, dzięki inicjatywie dwóch członków Nine Inch Nails, Richarda Patricka oraz Briana Lieseganga. Do tej pory nagrali jedynie 4 albumy, lecz głównie dlatego, że zespół często zawieszał swą działalność. "Anthems for the damned" został wydany w 2008 roku i od razu spotkał się niezwykle entuzjastycznym przyjęciem czego efektem było między innymi 60 miejsce na liście Billboardu. Płyta zawiera 12 utworów, które w sumie dostarczą nam prawie 50 minut porządnego rocka.
Nie jest to jednak album w stylu "sex, drugs and rock & roll". Niesie pewne przesłanie. Prosty, ale bardzo czytelny apel o pójście po rozum do głowy i zaprzestanie bezsensownych wojen toczących się na całym świecie. Już pierwszy kawałek "Soldiers of Misfortune" dość wyraźnie daje do zrozumienia, iż Partick jest zdecywanym przeciwnikiem przemocy w każdej postaci. Nie używa skomplikowanych metafor, nie szasta porównaniami homeryckimi, nie owija w bawełnę. Śpiewa jak jest.

Jeśli chodzi o głos Patricka to przypomina swą barwą Chrisa Cornella z Audioslave, szkoda jednak, że w delikatnych partiach jest...za delikatny, ale nie jest to wada, a raczej kwestia gustu. Zastanawiam się co by mu zarzucić, lecz nic poważnego nie przychodzi mi do głowy. Richard ma kawał głosu i wykorzystuje to na każdym kroku.

Gitary robią swoje. Riffy są mocne i proste (The Take, What`s Next), często słychać zmiany stylu, raz delikatnie, raz na ostro czyli jest wszystko co powinno być w prawdziwym rocku. Brakuje chyba tylko karkołomnych solówek, ale po raz kolejny to jedynie kwestia gustu.
Na uwagę zasługuję ostatni utwór na płycie o enigmatycznym tytule "Can Stop This". Jedyny instrumentalny kawałek, swoim niepowtarzalnym klimatem świetnie pasowałby do filmu grozy, a jak wiadomo Filter ma już za sobą przygodę z komponowaniem ścieżek filmowych (The X-files, Spawn).
Na koniec coś o pozostałych intrumentach. Spełniają swoją rolę bardzo dobrze i wiele im zarzucić nie mogę. Bas buduje klimat oraz napięcie, czyli to co powinien robić. Szkoda, że brakuje momentów, kiedy można go również usłyszeć, a nie tylko poczuć. Bębny po za kilkoma wyjątkami (The Take), nie rzucają na kolana. Mika Fineo nie idzie jednak na łatwiznę i stara się, aby nie brzmieć monotonnie. Nie przeczę, udaje mu się to prawie całkowicie. Ale jak wiemy, prawie robi wielką różnicę.

Podumowując album "Anthems for the damnded" to porcja porządnego kalifornijskiego rocka. Mało odkrywczy, ale za to doszlifowany i dopieszczony w każdym calu. W mojej skali od 1 do 10: mocna 7 :)

niedziela, 15 lutego 2009

Bilobil

Czemu Bilobil?

Bo zapomniałem o czym miałem pisać :) Dosłownie przed momentem miałem w głowie temat kolejnego posta a teraz mam pustkę. Piszę co mi przyjdzie do głowy więc wybaczcie ewentualny chaos. Dodatkowo stan upojenia alkoholowego sprawia, że moje wypowiedzi mogę być niegramatyczne i nielogiczne, dlatego sorry. Może chociaż będzie śmiesznie. Kto wie :P

Jest godzina pierwsza w nocy. Siedzę sam i zastanawiam się co by tu spłodzić. Jak wcześniej pisałem przed momentem miałem super temat, a teraz nie mam nic. Będę więc pisał co przyjdzie mi do głowy.

Zauważyłem pewną zmianę w swoim zachowaniu. Mam nadzieję, że pozytywną. Staram się być odrobinę poważniejszy. Dotychczas odbierany byłem (tak mi się przy najmniej zdaję) jak 16-latek. Nic w tym złego, ale jednak całe życie nie można być dzieckiem. Przy najmniej nie tylko dzieckiem. Zawsze będę miał coś z 16-latka i jestem z tego dumny. Radość i beztroska licealisty jest dla mnie bezcenna. Wiem jednak, że życie wymaga ode mnie czegoś więcej. Nie mogę całe życie być Maciusiem :) Trzeba czegoś więcej....

Dzisiaj zdałem sobie sprawę, że pewien etap mojego życia minął. Wiedziałem o tym od pewnego czasu, ale po raz kolejny utwierdziłem się w swoim przekonaniu. Zaczynam się głębiej zastanawiać nad motywami mojego działania. Potrafię powiedzieć dlaczego podejmuje pewne decyzję. Powoli rozumiem siebie. Podkreślam jednak, że powoli. Trzeba czasu, żeby zrozumieć co nami kieruje. Z dnia na dzień nie jesteśmy w stanie pojąć tego co nas otacza. Ale fakt, że próbuję podnosi mnie na duchu:)

Wiem!!!
Przypomniałem sobie o czym miałem pisać :D
Jednak nie jest ze mną, aż tak źle :)

Biorąc prysznic zacząłem się zastanawiać co ludzie w moim wieku robią w wolnym czasie. Powiedzmy, że chodzi o tych, którzy już pracują. Pominę motywy, które kierowały nimi przy podjęciu decyzji o rozpoczęciu kariery zawodowej. Nie interesuje mnie to. Nie chce się w to zagłębiać. Ale zastanawiam się co takie osoby robią i będą robić w wolnym czasie.

Na początku napiszę, że jestem osobą niepracującą (jeszcze) i cieszę się z obecnego stanu rzeczy. Intryguje mnie jednak jak radzą sobie osoby "czynne zawodowo". Jak wygląda ich życie prywatne. Czy mają czas na realizowanie swoich pasji? Czy takie pasie w ogóle posiadają ? Jeśli brak jest pasji to może chociaż hobby. Jeśli nie ma hobby to może zainteresowania ? Oby coś zostało...
Sam mam mnóstwo czasu na realizację swoich zainteresowań. Staram się go wykorzystać póki mogę. Nie dostałem oczywiście tego czasu w prezencie. Gdyby nie to, że uczelnia płaci mi za to, że się uczę i uprawiam sport, pewnie musiałbym poświęcić mój wolny czas na pracę zarobkową na czym ucierpiałyby moje pragnienia. Nic przecież nie ma za darmo. Skoro już mam ten czas to wykorzystuję go jak najlepiej. Ale co z ludźmi którzy tego czasu nie mają tyle co ja. Czy wykorzystują go "dobrze"? Czy robią to co lubią?

Nie jest tak, że nie wiem jak to jest wracać zmęczony po pracy. To nie tak, że jestem leniem. Jednak, zastanawiam się co młodzi ludzie robią po pracy. Czy jedyne na co ich stać to wyłożenie się przed telewizorem / komputerem i obejrzenie filmu / serialu ? Czy jedynym sposobem na spędzenie weekendu jest wycieczka krajoznawcza do centrum handlowego? Może popadam w skrajności, ale w gruncie rzeczy tak jest łatwiej pokazać mój punkt widzenia.

Co jeśli nasza praca zawodowa nie jest jednocześnie realizacją naszych marzeń, pragnień czy zainteresowań (w większości przypadków tak niestety jest)? Czy staramy się je realizować w życiu prywatnym. Bardzo prawdopodobne, że moja praca nie będzie mieć większego związku z moimi zainteresowaniami. Nigdy jednak nie pozwolę, aby stała się ważniejsza od tego czego ja chcę.

Mam jednak wrażenie, że młodzi ludzie (oczywiście nie wszyscy) w momencie gdy zaczynają zarabiać zapominają o tym co ważne. O tym co najważniejsze. O sobie. O swoich marzeniach. Rezygnują z nich na rzecz pracy. Rozumiem, że sytuacja może zmusić to harówki wymagającej wielu wyrzeczeń. Rozumiem, że są różne sytuacje. Nie chce generalizować. Piszę o tym co widzę na co dzień. Dlaczego brakuje nam sił na realizacje naszych pragnień? Dlaczego odpuszczamy? Przecież każdego z nas stać na coś więcej. Jest tyle wiedzy, którą można zdobyć. Tyle książek, które można przeczytać. Tyle miejsc do odwiedzenia. Tyle muzyki do wysłuchania. Tylu ludzi do poznania. Zamiast tego po powrocie do domu siadamy w fotelu i oglądamy "M jak Miłość" czy inny szmelc....Czy warto harować po to tylko żeby mieć lepszy samochód czy większy dom? Przecież można tak pięknie wykorzystać dany nam czas...

Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić. Wiem, że moje życie jest proste (póki co). Nie chce nikomu nic narzucać. Ale jeśli tylko czujecie, że w Waszym życiu czegoś brakuje, że nie czujecie się spełnieni, to odpuście te nadgodziny, zrezygnujcie z nowego kina domowego zamiast tego spełnijcie swoje marzenie, poświęćcie czas swojemu hobby, spędźcie więcej czasu z rodziną. Kończę z tymi mądrościami bo czuję, że przeginam. Nic nikomu nie narzucam. Róbta co chceta...........


Edit.
Jest już niedzielne przedpołudnie a ja postanowiłem przeczytać co napisałem. Pomimo tego, że kładąc się miałem helikopter w ogniu, a pisząc literki mi się myliły nie jest chyba tak źle ;) Nawet jeśli się powtarzałem :P to nie będę tego zmieniał. Niech będzie śmiesznie. Jednak pisanie pod wpływem alkoholu różnie się może skończyć dlatego w przyszłości będę się starał go unikać.