poniedziałek, 6 czerwca 2011

I'm back.

Dobrze, że nie miałem dostępu do bloga w szpitalu bo post, który zaraz napiszę byłby bardzo nieprzyjemny i mroczny. Na szczęście w tym momencie jestem już w lepszym humorze i mogę na świeżo zrelacjonować to działo się podczas ostatniego tygodnia, a działo się całkiem sporo.

Zaczęło się od imprezy integracyjnej firmy, w której pracuję. W szczegóły wchodzić nie będę (nawet nie powinienem) ale ogólne wrażenie było pozytywne. Pomimo niesprzyjającej aury udało się zebrać bardzo zgraną paczkę. Cały wypad trwał, bagatela, ponad 16 godzin. Nie dość, że miałem okazję wspiąć się na pal, postrzelać z łuku, obejrzeć finał LM w HD i potańczyć to na dodatek poznałem siostrę ;) Oby więcej takich imprez!

Następny dzień to powrót w rodzinne strony i grill. Pogoda cudna. Leżałem sobie na hamaczku i podziwiałem widoczki nieświadomy tego co miało nastąpić w najbliższych godzinach ;) Byłem przekonany, że mój ból brzucha spowodowany jest nadmiarem różnorakiego jedzenia i zwykłym namieszaniem. Następnego dnia okazało się, że mam gorączkę. Udałem się do lekarza, który natychmiast skierował mnie do wadowickiego szpitala z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego.

W Wadowicach zgłosiłem się na SOR gdzie lekarz potwierdził diagnozę i zadał pytanie:
-Zgadza się pan na operację?
-A mam wyjście? - odparłem beznamiętnie.
-Pewnie, że pan ma. Może nas pan olać, wyjść stąd i umrzeć gdzieś pod płotem. - powiedział dość ironicznie lekarz.
-To ja się jeszcze zastanowię...
Po chwili analizowania za i przeciw każdej opcji zdecydowałem się skorzystać z gościnności polskich szpitali.
Operacja odbyła się około 2 godzin po wizycie na SORze. Ogolono mi brzuch (tępą maszynką oczywiście) i wsadzono w biały kaftanik (ale miałem ręce wolne ;)). Potem pamiętam tylko jak pokazywano mi to coś co ze mnie wycięto (wyglądał jak robak i był naprawdę duży) choć nie do końca jestem sobie w stanie przypomnieć szczegółów - jak to po narkozie ;)
Najgorsze były pierwsze 2 dni. Bolało non-stop, ani na chwile nie odpuszczało. Ledwo mogłem chodzić. Potem było z górki. Nie wiem kto wymyślił ketonal ale chętnie tą osobę uściskam :) Atmosfera w pokoju była w porządku. Spotkałem kilku interesujących ludzi, a ramówkę radia Andrychów znam już na pamięć :)
Nie twierdzę, że nie było nudno ale jednak patrząc z perspektywy tych kilku dni po wyjściu ze szpitala stwierdzam, że nie było wcale tak źle. W takiej sytuacji każda pozytywna rzecz cieszy. Fakt, że po 3 dniach możesz się napić wody, potem zjeść kleik i wypić herbatę. To, że Ci się nie kręci w głowie jak chodzisz. To, że ktoś o Tobie myśli i zadzwoni albo nawet odwiedzi. Pomimo, że spędziłem w szpitalu ledwie 5 dni to myślę, że wyniosłem z niego kilka interesujących spostrzeżeń.

Obecnie jest już lepiej. Dzisiaj planuję wybrać się na krótki spacer. Niestety obowiązuje mnie dieta i kategoryczny zakaz aktywności fizycznej ale to tylko etap przejściowy. Nawet blizna kiedyś przestanie być tak widoczna. Trzeba być pozytywnej myśli. Na dodatek wczorajszy wieczór poprawił mi humor, bo okazało się, że jednak potrafię powiedzieć to co myślę. Teraz żałuję, że nie zrobiłem tego duuużo wcześniej :)

Teraz musi być tylko lepiej!
VAMOS!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz