wtorek, 1 listopada 2011

Szlachetne zdrowie...

To zdecydowanie nie jest szczęśliwy rok dla męskiej części zacnego rodu Wojewodziców.
Wszyscy jego przedstawiciele wylądowali na jakiś czas w szpitalu.
Powody były różne, jednak żaden nie był błahy. O ile wyrostek robaczkowy, którego miałem przyjemność się pozbyć, potrafi dokuczyć każdemu i jest przypadkiem dość pospolitym to wylew oraz pęknięcie kręgu jest czymś zdecydowanie mniej przyjemnym...

Nie ma się co oszukiwać, problemy zdrowotne dotykają prędzej czy później każdego. Z mniej poważnymi radzimy sobie sami (domowe sposoby wciąż są w moim przypadku na topie, przy przeziębieniu nigdy nie może zabraknąć herbatki z cytryną oraz imbirem, goździków czy też miodu), jednak w większości przypadków jesteśmy skazani na służbę zdrowia. O jej jakości nie zamierzam się tutaj rozwodzić. Lekarze są tylko ludźmi, a głównym winowajcą jest chory system oraz prawo stworzone przez niekompetentnych biurokratów (niezły populizm, co nie?). Dobrą ilustracją obecnego stanu polskich szpitali jest miejsce w jakim leżałem po operacji. Wadowicki szpital zafundował mi tak komfortowe łóżko, że ból pooperacyjny był niczym w porównaniu z bólem pleców od sprężyn wystających z mojego madejowego łoża...

Gdy zaczynają się kłopoty ze zdrowiem zmienia się również podejście do życia. Awersja do ryzyka rośnie, większą wagę przywiązujemy do analizy konsekwencji swoich działań. Tak się składa, że moje prawe kolano jest do wymiany (planowany termin operacji rekonstrukcji więzadeł to czerwiec 2013 ale uwaga - realnie ma być to koniec przyszłego roku... szaleństwo!) i dojście do "pełnej" sprawności zajmie mi miesiące. Zastanawiam się jednak co potem. Czy jest sens wracać do takich rozrywek jak piłka nożna czy siatkówka? Czy warto ponownie ryzykować szczególnie, że poziom już nie ten co kiedyś? A jeśli tak, to czy po powrocie na boisko nie będę cofał nogi przy każdym możliwym kontakcie?

Miałem już kiedyś złamaną nogę (do dzisiaj nie wiem który z kumpli mi to zrobił... żaden się nie przyznał, a zamieszanie było spore) i po powrocie na parkiet jeszcze przez pewien czas miałem psychiczne opory przed zrobieniem czegoś ryzykownego. Jestem przekonany, że nie jestem wyjątkiem i każdy ma podobne obawy związane z powrotem po kontuzji. Ciekawe jak radzą sobie z tym zawodowcy, którzy muszą wrócić jak najprędzej... Psychologia sportowa to może być coś naprawdę interesującego (przynajmniej dla mnie :P).

Obecnie staram się za bardzo o tym wszystkim nie myśleć bo wiem, że nie ma sensu i nic dobrego z tego nie wynika. Mam już plan i będę się go trzymał. Do operacji podejdę w pełni przygotowany z nogą godną olimpijskiego 0długodystansowca. Wrócę do zdrowia i jeszcze strzelę nie jednego gola (może nawet spróbuje na desce pojeździć)

Teraz zmykam porozciągać moje 26-letnie ciało i spalić kilkaset kalorii na Orbitreku (swoją drogą polecam ten przyrząd - świetna sprawa!). Nie ma to jak porządnie się spocić :)

PS. Juventus ograł Inter na ich terenie :D W przyszłym roku chcę i zobaczę mój ulubiony klub zobaczyć w Lidze Mistrzów. W końcu co to za elitarne rozgrywki bez Juve ? ;)

3 komentarze:

  1. I na dodatek wariatka sobie ała zrobiła... No co za tydzień!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No przecież nie byłabym sobą gdybym się sobie czegoś nie zrobiła! :P na szczęście ten pechowy tydzień mamy już za sobą ;)!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli, że może być tylko lepiej ? :)
    To mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń