środa, 25 marca 2009
Hellyeah!!!
Po kilku tygodniach do naszych (zespół Seed) trafiły 4 świeżutkie jak bułeczki nagrania :)
Jak ja się nie mogłem tego dnia doczekać. Śniły mi się różne dziwne rzeczy :P Odliczałem godziny do 19.00 w poniedziałek :D
Pomimo okropnej pogody humory nam dopisywały. Tak bardzo że po drodze z autobusu do studia 1/3 wiśniówki magicznie zniknęła.
Gdy tylko z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki naszych utworów wiedziałem, że będzie pięknie. Zaczęliśmy słuchać najpierw własnych kompozycji a na deser zostawiliśmy sobie All Nightmare Long. Ale był czad !!!
Niesamowite uczucie. Słuchaliśmy tego w kółko szukając choćby najmniejszych niedociągnięć. Praktycznie nic nie znaleźliśmy bo tak zajebistą robotę zrobił Paweł (jesteś wielki!!! :D)
Miejsce, w którym się znajdowaliśmy charakteryzowało się głównie tym, że autobusy powrotne jeździły co godzinę:P Dlatego mieliśmy trochę czasu na spacerek.
Ale gdzie by tu iść? Jak to gdzie ? Na Magiczne Wzgórze :D
Otóż w Węgrzcach jest przystanek, który dokładnie się tak nazywa. Grzechem byłoby nie odwiedzić tego miejsca. Poszliśmy tam na czuja. Było zimno i padało. Ale co z tego. Nic nie było w stanie zepsuć nam humoru. Dosłownie nic !!
Magiczne Wzgórze okazało się być osiedlem apartamentowców położonym w dość ciekawym miejscu (trzeba tam iść za dnia!) ale zobaczyć trzeba było.
Od razu chcę przeprosić, że jeszcze nie wszystkim przysłałem nagrania. Poprawię się :)
Teraz wypadałoby nakręcić jakiś teledysk :D
Najlepiej mnóstwo pół (albo najlepiej całych) nagich kobiet, sportowe fury i łańcuchy bo przecież to się na pewno sprzeda ;)
Jakbyście mieli jakieś pomysły to chętnie posłucham :D:D
Poniżej zamieszczam linka do wrzuty gdzie są wszystkie 4 utwory.
Jeszcze link do YouTube jeśli chcecie przy okazji kilka zdjęć zobaczyć.
Dzięki wszystkim za pomoc i inspirację (szczególnie za tytuł Vampirize me ;). Będzie więcej !!!
Muzyka na Wrzuta.pl
Vampirize Me na YouTube
do pobrania
Paczka na Rapidshare
niedziela, 15 marca 2009
Almost perfect weekend
Dawno nie było tak udanego końca tygodnia w moim wykonaniu.
Piątek stał pod znakiem koncertu.
Tym razem zagraliśmy w maleńkim klubie Kornet, który mieści się dokładnie na przeciwko kina Kijów.
Nie było podniecenia, pośpiechu. Chciałem to zrobić na luzie i w pewnym chociaż stopniu profesjonalnie. Troszkę się podłamałem gdy zobaczyłem jak mały jest ten lokal. Ale dla chcącego nic trudnego. Rozłożyliśmy sprzęt, krótka próba i jedziemy. Nie było tłumów :P Nie to co w Indigo ale i tak kto miał być to był za co Wam dziękuję.
Atmosfera bardzo swojska. Zero stresu. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie sprzęt.
"Złośliwość rzeczy martwych". Młodemu podczas naszego ulubionego "All Nightmare Long" spadł hi-hat i do dwukrotnie :/ Nie przestaliśmy grać ale efekt nie był najlepszy :)
Reszta poszła bardzo dobrze. Szczególnie Master wymiatał :P Aha, w końcu się dobrze słyszałem dlatego było całkiem nieźle z wokalem :P:P
Czy 13 w piątek wpłynął jakoś na nasz koncert? Na siłę można by podciągnąć te nieszczęsne talerze ale przecież shit happens.
Następnego dnia, czyli wczoraj, zaplanowany był finał Małopolskiej Ligi Akademickiej w piłce siatkowej. Tak się składa, że mam zaszczyt być członkiem tej ekipy od 4 lat:)
Do finału przystępowaliśmy jako jedyna niepokonana drużyna. Naszym przeciwnikiem był AZS AGH, który, ku zaskoczeniu wielu, pokonał w półfinale mocno faworyzowany AZS AWF. My jednak nie boimy się nikogo:) Mecz został rozegrany na hali Politechniki Krakowskiej a jego początek zaplanowany był na godzinę 16. Porządna rozgrzewka. Chwila czasu na przyzwyczajenie się do kamer krakowskiej telewizji :P i jedziemy z koksem :D
Jakby ktoś jeszcze nie wiedział to gram na libero :P
Mecz rozpoczął się fantastycznie dla nas! Wychodziło dosłownie wszystko. AGH nie miał żadnego pomysłu na grę. Brakowało przyjęcia, zagrywki i kończących piłek. Gdy było 15:5 wiedziałem, że pierwszy set jest nasz. Rzeczywiście tak było. Wygraliśmy 25:12. Pewne było, że AGH tanio skóry nie sprzeda. Drugi set to już inna historia. Punkt za punkt. Wyrównana walka. Kilka błędów w ataku z naszej strony i AGH wyszedł na prowadzenie. Nie na długo. Wzięliśmy się w garść. Blok zaskoczył i już było dobrze. Końcówka nerwowa. Na szczęście zwycięska dla nas! 26:24. Jesteśmy o krok od mistrzostwa.
Trzeci set podobny do drugiego. Znowu przez środek seta przegrywaliśmy. Ale co to znaczy motywacja. Wyjaśniliśmy sobie co nie co i od razu było lepiej! Kilka bloków, udane kontry i to my mieliśmy piłkę meczową. Niestety atak w aut. Ale gramy dalej. Druga meczówka znowu nie skończona. Do trzech razy sztuka! Udało się. Wygraliśmy!
27:25 z tego co pamiętam :) Dotychczas zajmowaliśmy dwa lata z rzędu drugie miejsce. W zeszłym roku brakło jednego seta. Szybki uścisk dłoni z przeciwnikiem i można świętować :D W szatni czekał szampan, a potem na piwko do jazz clubu. W końcu byłem zadowolony z mojego występu. Przyjmowałem jak należy. Na tyle dobrze, że później już mnie próbowano omijać w zagrywce ;)
AZS UEK MISTRZ MISTRZ MISTRZ !
To nie koniec weekendowego szaleństwa. Wieczorem w sobotę grał Juventus. Nie mogło być inaczej i mecz zakończył się zwycięstwem Starej Damy 4:1, chociaż do przerwy Bologna sensacyjnie prowadziła. Jedziemy dalej z tymi sukcesami:P
Dzisiaj rano grałem w nogę i strzeliłem 10 goli :) Chyba nieźle ?
Przepraszam, że się tak przechwalam ale dawno takiego weekendu nie miałem :D
Mam nadzieję, że będzie tak częściej :D
PS. Do pełni szczęścia brakuje porażki Interu z Fiorentiną. Trzymajcie za fioletowych kciuki ;)
środa, 11 marca 2009
Znalezione niekradzione
Mecz miałem wraz z kumplami i członkami fanklubu JuvePoland obejrzeć w Sport Pub`ie. Jedynej znanej mi knajpie dość mocno związanej z moją uczelnią. Jednak miejsca było mało i postanowiliśmy zmienić lokal. Padło na Rooster ;) Chyba nie muszę mówić dlaczego :P
Po drodze spotkała mnie miła niespodzianka. Idąc ulicą Lubisz, zauważyliśmy z B. kobietę wsiadającą do samochodu. Nic w tym dziwnego oprócz faktu że na masce znajdowało się małe, tekturowe pudełko. Kobieto o nim najwyraźniej zapomniała i nawet po ruszeniu nie zorientowała się, że czegoś brakuje. Pudełko spadło a ona odjechała. Nie zastanawiając się podniosłem je. Było otwarte a w środku znajdował się....oryginalny Windows XP Home :) Zastanawiałem się co z tym zrobić. Przecież nie pójdę na policję :P Tym właśnie sposobem stałem się szczęśliwym posiadaczem oryginalnej kopii Windows`a. Czego to człowiek na ulicy nie znajdzie...
Niestety reszta wieczoru nie była tak udana. Juve po zaciętej i ambitnej walce odpadło z Ligi Mistrzów. Trudno się mówi i gra się dalej. I tak zawsze będę im kibicował choćby spadli nawet do Serie C.
FORZA JUVE
piątek, 6 marca 2009
Polish Cherry Friday Night
Czemuś zorganizował po raz pierwszy na nowym mieszkaniu kolejny odcinek niekończącej się sagi o trzech wędrownych bardach, którzy swą improwizowaną muzyką sprawiali, iż całe zło, które zalęgło się w Shire znikało niczym plama po użyciu nowego zajebistego wybielacza Durczok. Czyli "Polish Cherry Friday Night".
Z cyklu przekarykaturyzowany świat:
Cz:
-Jak to fajnie że James Hetlied się w ogóle urodził.
S:
-Gdyby nie Hetfield to ja nie wiem, kim bym w ogóle był.
-Zawdzięczam mu połowę mojego życia.
-Gdyby nie on byłbym pewnie amatorskim koszykarzem słuchającym The Roots.
W:
-Ja byłbym pewnie grzecznym, ułożonym chłopcem jak Adaś.
Cz:
-Ja pewnie chodziłbym co tydzień do Energy.
...
...
...
S:
-No dobra, Ty mu zawdzięczasz najwięcej :D
Wiecie jak Google Translator tłumaczy "Czemysław Jakiemuś prezentuje":
-Czemysław to some shows.
Dobrze, że nie do 'all shows' bo to już delikatna przesada by była.
"Czemysław TUSAM Jakiemuś"
Ici Nalać. Ici "Rozlej" Nalać.
A co znaczy "Smylek lubi jeść kupe" po angielsku?
"Smylek likes to eat kúpe"...
Batory, Batory!!!
Join`t me :)
And then the holy warrior came to me
He was like an angel sent only for me
He must kill the cruel dragon
With his sword of glorious destiny
On a long journey he must go
On his path of destiny
Till the treasure he might find
And the dragon says : -Batory, batory!
Co wygrywa ?
Słońce czy mrówkojad ?????
Jak to teraz czytam to nie mogę uwierzyć, że sam takie farmazony mówiłem :P
Ale trudno, zostaje jako pamiątka :) Idę spać bo późno (3:30) :D
środa, 4 marca 2009
SEED w studio
W końcu trafiliśmy do studia.
Cel -> nagrać 4 utwory (3 własne kompozycje + 1 cover niespodzianka)
Zawsze zastanawiałem się jak to jest nagrywać w profesjonalnym studiu. Ciężko to opisać. Szczerze mówiąc ja mógłbym tak spędzić resztę swojego życia. Przecież nie ma nic lepszego od robienia tego co się kocha i dostawania za to pieniędzy :). Przejdę do konkretów. Na nagrania mieliśmy przeznaczyć 4 dni i teraz już wiem, że się wyrobimy. Pierwszego dnia trzeba było nagrać perkusję. Tutaj pole do popisu miał Młody. Słuchawki na uszy, metronom włączony, pilot grany na gitarze i jedziemy :D Jak myślicie ile nam zajęło nagrywanie perkusji do 4 utworów? O dziwo mało. Jedyne 8 godzin z małymi przerwami. Teraz już wiem dlaczego płyty powstają miesiącami, a nawet latami.
Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane gitary rytmiczne czyli coś co tygryski lubią najbardziej :P Mesa Boogie + mój LTD FX-400 z przetwornikami EMG81 i EMG60 to prawie zestaw, na którym grał James Hetfield na Czarnej płycie. To musi brzmieć pięknie!!!
Sama radość grać na takim sprzęcie. Nagrywanie rozpoczęliśmy od naszego covera. Chyba nie zdradzę jaki to utwór póki co :) Potrzymam w niepewności :P Powiem, że jest szybki (180bpm) i długi. Grałem go chyba z 5 razy + kilka małych powtórzeń. Wyszło super chociaż ręka bolała.
Potem kolejne utwory "Bad trip" - tutaj grał Wiaro. "Vampirize me" - ja. "Illusion" - tutaj z tego co pamiętam to po połowie graliśmy. Kolejne 8 godzin z życia wyjęte. Efekt co najmniej satysfakcjonujący. Szkoda, że nie mam takie go studia na własność i nie znam się na tym dobrze bo od razu brałbym się za solową płytę :P
Dzisiaj był jednak dzień sądu. Wokale. Stresowałem się tak bardzo, że musiałem zabrać ze sobą wiśniówkę w piersiówce na rozluźnienie. Pomogło. Pomógł, również fakt, że oprócz Pawła (naszego producenta) nie było nikogo z zespołu. Nie czułem presji :) Wszystko poszło sprawnie i bez problemów. Jednak jak nie gram na gitarze, słyszę się dobrze i mam komfortowe warunki, to nawet potrafię czysto zaśpiewać ;) Pewnie nie wszyscy w to uwierzą ale tak było! Z resztą ok 23 Marca wszystko będzie jasne. Już się kurde nie mogę doczekać !!! Póki co jednak muszę się skoncentrować na mniej ciekawych sprawach jak praca magisterska :( Trzymajcie kciuki za moją motywację :P !!
niedziela, 1 marca 2009
Dnia pewnego jesiennego
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Tak też jest w tym wypadku. Tematem konkursu, w którym do wygrania jest 4-cyfrowa sumka, jest "laserowa korekcja wzroku" i jej wpływ na nasze życie. Rzadko biorę udział w takich konkursach dlatego postanowiłem się podzielić tym co stworzyłem. Chciałem podejść do tematu trochę nietypowo i nie pisać zwykłego opowiadania. Sami oceńcie tylko proszę pamiętajcie, że to mój pierwszy w życiu twór literacki i jego konstrukcja zajęła jedynie dwie godziny.
Enjoy:)
Dnia pewnego jesiennego, grzybobrania przyszedł czas
Wioska cała, bez wyjątku, na zawody poszła w las
Szlachta przodem wiodła prym, dumnie i z godnością wielką
Przez zarośla i gęstwinę, co dla wielu było męką
Wśród nich cudna Telimena, przyodziana w piękne szaty
Z głową w chmurach zawieszoną, śliczna niczym polne kwiaty
Towarzyszył jej Tadeusz, znany z sokolego wzroku
Który grzybów nawet szukał, kiedy było już po zmroku
Zapatrzony w Telimenę, w jej rozkosznie lśniące włosy
Swej uwagi nie śmiał zwrócić, na kwitnące obok wrzosy
Ona jednak roztargniona, oczka swe mrużyła czasem
Jakby ścieżki nie widziała, idąc tym dębowym lasem
Nieopatrznie zahaczyła swą sukienką sosny gałąź,
Gdyby nie młodzieńca pomoc, oj nieszczęście by się stało
Patrząc w oczy jej zielone, spytał czule, bez pośpiechu:
„Telimeno, moja droga, pozbawiłaś mnie oddechu
Serce moje jak szalone, biło w trosce przerażone
Nie widziałaś tych gałęzi? Były przecież obnażone.”
Rumieńcami się pokryły jej policzki, łzami oczy:
„Ach dziękuję Ci za troskę, chłopak z Ciebie jest uroczy
Już od dawna, wzrok mój stwarza niepotrzebne mi problemy
Od obrazów tych zamglonych nabawiłam się migreny
Różnych leków próbowałam, maści, kremy – nic nie działa
Powiedz, że Ty znasz osobę co by pomóc mi zechciała?”
Uśmiech naglę się pojawił na chłopaka smutnej twarzy
Wiedział on, że jest we wiosce ktoś kto pomóc się odważy
„Czemuś wcześniej nie pytała? Czemuś cicho zawsze była?
Matka moja problem miała i u niego się leczyła
Okulista się nazywa, mieszka gdzieś na skraju pola
Jakżem mógł nie zauważyć jaka ciężka jest Twa dola?”
Wnet nadzieja w sercu panny pojawiła się iskrząca:
„Czy on sprawi, że jak dawniej będę daleko widząca?”
„Swym laserem czarodziejskim on odmieni Twoje oczy
Żadna w lesie tym zaklętym gałąź Cię już nie zaskoczy
Nie trać czasu więc kochana, i czym prędzej tam się udaj
Zaraz za tym dębem w lewo, aż się skończy długi gaj”
Ucieszona jego radą wyruszyła tam niezwłocznie
Niczym młoda antylopa, biegła poprzez łąki skocznie
Gdy przybyła w sercu swoim, czuła nagłe podniecenie
Czy naprawdę moje oczy znowu będą jak marzenie?
Okulista ją przywitał i wprowadził w progi skromne
Kawą pyszną poczęstował, i o stresie dał zapomnieć
„Moja droga Telimeno, wzrok Twój wnet trza zreperować
Połóż się wygodnie tutaj, a ja zacznę korygować
Laser Ci nie zrobi krzywdy, jedna chwila, załatwione
Twoje oczy są jak nowe, niczym nowonarodzone
Przez dni kilka odpoczywaj, wzroku lepiej nie przemęczaj
Byś za tydzień widzieć mogła, jaka piękna jest tu tęcza”.
Łzy w jej oczach zabłyszczały, chciała płakać i dziękować
Nigdy w życiu nie sądziła, że ją można uratować.
Po tygodniu przyszedł znowu grzybobrania znany czas
Telimena z Tadeuszem, razem wnet skoczyli w las
Żaden grzyb się nie mógł ukryć, przed jej wzrokiem niebywałym
Wszystkie, nawet te najmniejsze, wyższość uznać jej musiały
Lecz nie tylko grzybów kręgi, widzieć mogła jak na dłoni
Gdy się chmury rozstąpiły, kiedy świat się jej odsłonił
Tadeusza piękny uśmiech, jego oczy i ramiona
Oczarował ją bezkreśnie, niczym prądem porażona
Podskoczyła krzycząc głośno: „Jam jest Tadku Twoja żona!”.